Najpierw napiszę o tym, za co należy pochwalić Tuckera Carlsona. Otóż, kontrowersyjny amerykański dziennikarz powiedział, że Dugin „nie jest bliski codziennym doradcą Putina, tylko pisarzem, którzy pisze o wielkich ideach”. I to akurat prawda. Dość często geopolityk mylnie postrzegany jest jako prawa ręka władcy Kremla w sprawach ideologicznych. To jednak jedyne, co mogę zapisać Carlsonowi na plus. Poza tym jednym zastrzeżeniem, po raz kolejny zachował się jak pożyteczny idiota, który o Rosji wie bardzo niewiele.
Carlson, przedstawiając biografię swojego rozmówcy, przypisuje mu zaszczytne miano „antysowieckiego dysydenta”. Rzeczywiście, Dugin w czasach sowieckich był przedstawicielem kontrkultury. Po pierwsze jednak, jego ojciec był generałem GRU. Po drugie, sam Aleksander nie tyle walczył o obalenie systemu, co zajmował się podejrzaną z punktu widzenia władz komunistycznych działalnością mistyczną i ezoteryczną. Ponadto, był zafascynowany SS. Był członkiem grupy pod nazwą „Czarny Zakon SS”. O tym już Carslon nie wspomniał.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.