Nie mają Państwo pojęcia, jak bardzo tym razem chciałbym się mylić. Jak bardzo chciałbym, aby czytając ten tekst za rok, za dwa lata, za pięć, a jeszcze lepiej za 10, 20 i 50 lat mieli Państwo używanie, przypominając, jak niepotrzebnie, na wyrost przestrzegałem przed najgorszym i wzywałem do przeciwdziałania mu. Bo to będzie oznaczało, że Polska jest bezpieczna, „nasi chłopcy” siedzą w koszarach albo ćwiczą na poligonach, a reszta Polaków oddaje się na przemian pracy i wypoczynkowi.
Wszelako dziś w sprawie ziszczenia się takiego pozytywnego scenariusza pewności mieć nie możemy, mamy ją natomiast w kwestiach żałosnej kondycji naszej armii i do cna rozbrojonego narodu.
Polacy zostali nie tylko rozbrojeni – najpierw przez zaborców, a potem komunistycznych władców PRL, którzy z oczywistych powodów, zwłaszcza ze strachu o własną skórę, bali się jakiejkolwiek broni w polskich rękach. (A III RP jest pod tym względem wierną kontynuatorką PRL).
Polacy w ciągu ostatnich ponad 200 lat zostali więc nie tylko rozbrojeni – stało się dużo gorzej. W tym samym czasie większość z nas pozwoliła sobie bowiem wbić do głów wierutną bzdurę, że posiadanie broni jest czymś nagannym, niebezpiecznym i z gruntu szkodliwym.
W rezultacie pod względem liczby sztuk broni znajdującej się w prywatnych rękach, w przeliczeniu na liczbę obywateli, Polska plącze się na szarym końcu wszystkich rankingów. Na 100 Polaków przypada - dokładnie rzecz ujmując - 1,3 sztuki broni. W przybliżeniu zatem zaledwie jeden na 100 z nas ma broń w domu.
O tym, jak bardzo jesteśmy pod tym względem upośledzeni, niech świadczy to, że własną broń ma ponad 30 na 100 Niemców, Francuzów, Austriaków, Norwegów, Szwedów, Kanadyjczyków i na przykład 16 na 100 Czechów oraz prawie dziewięciu na 100 Rosjan. O Amerykanach nie ma nawet w tym kontekście co wspominać – 88 na 100 z nich ma swoją broń, dzięki czemu stanowią oni najpotężniejszą armię pod słońcem. Przeszkodę nie do pokonania dla każdego potencjalnego agresora.
Jednak zostawmy na boku broń znajdującą się w Polsce w rękach prywatnych. Cała nasza armia dysponuje mniej niż 2,5 mln sztuk broni, rachując wszystko, co strzela, w tym antyki z ostatniej wojny światowej. W razie zagrożenia w karabiny i pistolety można byłoby więc wyposażyć – z grubsza biorąc – zaledwie jednego na 10 Polaków zdolnych do ich używania. Zaiste, jesteśmy uzbrojeni po zęby.
Dlatego apeluję: niech władze III RP wreszcie ułatwią dostęp do broni tym z nas, którzy tego chcą. Teraz, bo później może być za późno. Rzecz jasna w przypadku najgorszego nie zastąpi to konieczności dozbrojenia i rozbudowania naszej mizernej armii, ale bezsprzecznie wzmocni – niechby tylko odrobinę! – a nie osłabi naszą zdolność obronną.
Albowiem przezorny zawsze uzbrojony.
foto: Pibwl/wiki