Nie zadam pytania, czy obecnym zachowaniem Lisów, Żakowskich, Stasińskich, Olejników et consortes kieruje obłęd czy cynizm. Jest oczywiste, że to drugie. Z cynizmem nie jest jednak tak prosto. Człowiek potrzebuje koherencji. Nie może zwyczajnie stwierdzić: „To, co robię, jest złe, ale dla mnie wygodne”. Jeśli nawet aprobuje taki stan rzeczy, to uzasadnia go tym, że nie można inaczej; wszyscy tak postępują, a on ma odwagę przyznać to przed sobą; tak naprawdę nic poza indywidualnym interesem nie istnieje, a cała reszta to hipokryzja itp.
Media to paraintelektualna aktywność. Służy objaśnianiu świata. Jeśli nawet się przekształca, tak jak w przypadku dominujących mediów III RP, w propagandę, to przecież ta również ma przekonywać do określonej interpretacji rzeczywistości. Uczestniczą w tym nawet najgłupsi wyrobnicy medialni. Zwykle pierwsi wierzą w kreowane przez siebie zagrożenia i widma.
Reagują na zasadzie warunkowego odruchu: przykopać opozycji, czyli PiS, dobrze zrobić obecnym władzom. Potem jednak muszą to sobie racjonalizować. W przypadku ostatnich wyborów rzecz jest o tyle trudna, że dotyczy sprawy fundamentalnej dla demokracji, która jest oficjalnym sloganem III RP. Nawet media głównego nurtu w pierwszym odruchu relacjonowały wydarzenia świadczące o tym, że gigantyczny chaos zniekształca wolę wyborczą, a więc cel, dla którego wybory są dokonywane. W świadomości wyrobnika medialnego III RP, choćby na mgnienie, pojawić się powinna myśl: zamykamy oczy na naruszanie demokracji, a więc robimy coś złego.
Tym większy wrzask należało podnieść, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia, i tym więcej obelg trzeba było rzucić na tych, którzy nie godzą się z elementarnym łamaniem demokracji, aby obronić swoje draństwo. PiS to przecież największe zło i dąży do obalenia demokracji – wprawdzie nie zrobił dotąd nic, co miałoby o tym świadczyć, ale to tylko dowód jego szczególnej perfidii. Jeśli jego prezes mówi o fałszowaniu wyborów, to dokonuje zamachu na demokrację, bo III RP to państwo demokratyczne, a takie wypowiedzi podważają jego podstawy. Najważniejsze jest więc, aby PiS nie doszedł do władzy, gdyż w porównaniu z tą groźbą jakieś nieznaczące machlojki wyborcze – gdzie ich zresztą nie ma – nie odgrywają żadnej roli.
Mechanizm to dość banalny, ale obecnie dotyczy sprawy granicznej. Zgoda na zafałszowanie wyborów oznacza przyznanie sobie prawa, aby w obronie „istoty” demokracji dokonywać łamania jej reguł. To równia pochyła, która prowadzi do akceptacji wszelkich nadużyć: aresztowania nieprawomyślnych dziennikarzy, niszczenia opozycji i definitywnego zamknięcia systemu.
Ten przełom dotyczy dziennikarskich mas, a nie ich wyliczanych na wstępie koryfeuszy. Ci zaakceptowali tę strategię już dawno temu.