Pisywałem już o tym, jakim skandalem była rezygnacja Donalda Tuska z najbardziej odpowiedzialnej w kraju roli, czyli stanowiska premiera, na rzecz w głównej mierze organizacyjnego i reprezentacyjnego – acz świetnie płatnego – stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Gorszą jeszcze sprawą była akceptacja tego ze strony większości Polaków, a nawet uznanie za tytuł do chwały.
Większości Polaków, a nawet uznanie za tytuł do chwały. Pedagogika wstydu wydała, niestety, swoje owoce. Okazało się, że dla znaczącej części naszych rodaków ważniejsze jest nieznaczące „uznanie” tego świata niż zasadnicze dla wspólnoty sprawy. Na szczęście są to procesy odwracalne i można liczyć na to, że ogłupieni zmasowaną propagandą Polacy potrafią się przebudzić.
Rola szefa Rady Europejskiej jakkolwiek nie niesie ze sobą uprawnień decyzyjnych, stwarza jednak możliwości działania. Nawiązywali do tego co inteligentniejsi propagandyści III RP. Tusk miał „uwrażliwiać” liderów Unii na problemy naszego regionu i być jego adwokatem na unijnych salonach. O tym, jak pełni tę funkcję, mogliśmy się przekonać, obserwując ostatni, a pierwszy w jego kadencji szczyt UE. Przygotowany został on i przebiegł dokładnie tak, jakby na miejscu Tuska zasiadał Van Rompuy czy jakikolwiek inny uzależniony od Berlina przedstawiciel zachodniej Europy.
Pomimo zabiegów Ukrainy na szczyt nie został zaproszony prezydent Petro Poroszenko. Taki gest w dużej mierze leżał w kompetencjach Tuska i chociaż bezpośrednio nie wpłynąłby na politykę UE, miałby wielkie znaczenie dla Ukraińców, Rosjan, a także mieszkańców krajów Unii. Polityka, a zwłaszcza polityka zagraniczna, to w dużej mierze domena znaków. Tusk nie wykonał żadnego wysiłku, aby w ten symboliczny sposób Europa pokazała, po czyjej stronie się sytuuje. Smutne rozbawienie wywoływać mogą propagandyści III RP, tłumacząc, że przecież Poroszenko się „nie obraził”.
Równie znaczący jest ogólnikowy dokument na temat agresji Rosji na Ukrainę, w którym o sprawach najważniejszych nie ma nic, a wzywa się wszystkie strony do przestrzegania rozejmu, zrównując w ten sposób agresora z ofiarą.
Rosja jest w wyjątkowo trudnej sytuacji ekonomicznej. Europa ma szansę wymóc na niej bardzo wiele. I bardzo mało robi w tym kierunku. Nie znamy żadnych działań Tuska, które prowadziłyby do zmiany tego stanu rzeczy.
Ostatni szczyt dowodzi, że nie mamy czego oczekiwać. Tusk zgaduje życzenia Angeli Merkel, a swoje stanowisko traktuje jako lukratywną synekurę, a nie sposób wpływania na politykę.
Można było to przewidywać, przecież nie za niezależną politykę Tusk otrzymał swoje stanowisko. I, niestety, przewidywać można, że w niczym nie zmieni to postawy „komentatorów” polityki w III RP, nawet tych, którzy tak głośno deklarowali swoje zaangażowanie w ukraińską sprawę. W obronie Tuska, a więc status quo, będą w stanie przełknąć wszystko.