Piotr Włoczyk: Jeszcze w 2015 r. ta rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. Jak przyjęła pani stanowisko Angeli Merkel wobec napływu mas przybyszów z krajów muzułmańskich?
Rebecca Sommer: Przyklasnęłam temu, pokochałam wtedy Merkel! Wtedy jeszcze chciałam pomóc każdemu i naprawdę wierzyłam, że wszyscy ci ludzie uciekali przed piekłem i byli w olbrzymiej potrzebie. Pomagałam imigrantom od dawna – jeszcze w 2012 r. założyłam grupę pomocową Arbeitsgruppe FLUCHT + MENSCHENRECHTE, w ramach której pomagaliśmy wszystkim przybyszom. Okazało się jednak, że byłam wtedy naiwna, tak samo jak wszyscy w Niemczech.
Kiedy to się zmieniło?
To był proces. Przełomowym wydarzeniem były sylwestrowe ataki w Kolonii. To było szokujące doświadczenie nie tylko dla mnie, lecz także generalnie dla Niemców. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyliśmy w naszym kraju. Jako kobieta oraz działaczka praw człowieka byłam zszokowana doniesieniami o innych kobietach, które zostały zaatakowane przez tylu uchodźców, spośród których wielu było muzułmanami z pół- nocnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Media nie stanęły wtedy w obronie społeczeństwa, stały się częścią tego chorego systemu. Wtedy doszło do nas, jak wielki mamy problem z mediami i z naszymi politykami, którzy kontrolują przecież policję. Naciskana przez polityków policja, chcąc być „politycznie poprawna”, bardzo niechętnie dzieliła się z opinią publiczną informacjami na temat tamtych zdarzeń. I wtedy zaczęłam grzebać w pamięci, wracając do moich rozmów z wieloma uchodźcami – większość z nich była oczywiście młodymi mężczyznami. W moim przekonaniu większość z nich ma w głowach hidżaby, ponieważ dorastali w świecie islamu. W przeciwieństwie do muzułmańskich kobiet ich hidżabów nie widać, więc można je zaobserwować tylko podczas rozmów z nimi, gdy tłumaczą np., jaką rolę widzą dla kobiet. I to się kompletnie rozmija z naszą kulturą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.