Stress testy, zwłaszcza banków, przeprowadza się w ciszy i spokoju, aby sprawdzić, jak instytucje te są przygotowane na gorsze czasy. A potem, w trosce o dobro wspólne, ze spokojem komunikuje się wyniki takich testów, zawsze silniej akcentując mocne, a nie słabe strony kontrolowanych instytucji. I, rzecz jasna już niepublicznie, stanowczo domagając się pilnego usunięcia słabych punktów.
Ale nie w Polsce. Teraz na przykład rządzący i ubiegający się o reelekcję prezydent Bronisław Komorowski oraz jego niezawodna Platforma Obywatelska przeprowadzają stress test związanych w znacznym stopniu (choć nie tylko) z politykami Prawa i Sprawiedliwości SKOK-ów.
Sprawdzają, czy w wyniku uporczywego i publicznego, trwającego 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu bombardowania przez nich SKOK-ów wszystkim, co najgorsze – i w części rzecz jasna prawdziwym – SKOK-i uderzenie przetrzymają czy jednak zawalą się pod ciężarem miotanych oskarżeń.
SKOK-i – nie jakiś mały bank spółdzielczy, lecz ogólnopolska instytucja finansowa, w której swoje oszczędności trzyma 2,5 mln Polaków. Trzyma, ale pewnie już niedługo potrzyma, zważywszy na skalę stresu fundowanego im przez organizatorów stress testu.
Ewentualnych masowych ewypłat depozytów przez przestraszonych SKOK-owców – jak zapewnia niejeden uczestnik stress testu z Platformy – nie należy się jednak obawiać, bo przecież SKOK-i są objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
A jeśli są nimi objęte, to najwyżej te zgromadzone w BFG pieniądze klientów polskich banków spanikowanym SKOK-owcom się wypłaci. W końcu czyż nie ważniejsze od marnych kilku miliardów złotych są wyborcze zwycięstwa Komorowskiego i PO, a może jeszcze bardziej przegrane PiS i jego kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy?
No dobrze, a jeśli tych pieniędzy nie wystarczy, bo w BFG jest ich mniej niż depozytów w SKOK-ach?
Aż ciarki przechodzą na myśl o tym, co byliby gotowi uczynić Komorowski i PO, gdyby to PiS stał za niedawną „reformą” polskiej armii. Poważyliby się na poddanie jej stress testowi, by udowodnić Polakom, jak źle jest przygotowana do obrony Rzeczypospolitej w starciu z armią Putina, i sprowokowali wojnę z Rosją? Na szczęście – szczęście w nieszczęściu – armię „zreformował” rząd Tuska, a zatem także Komorowskiego.
Tak czy owak politycy Platformy właśnie dowodzą, że są gotowi zaryzykować rozchybotanie polskiego systemu bankowego, tak jak wcześniej byli gotowi zaryzykować stabilność finansów Polski (dodrukowując złotego – to wprost wynika z nagranej rozmowy ministra w rządzie Tuska z szefem NBP), byle utrzymać się przy władzy. A więc, że kierują się zasadą, iż po nich choćby potop.
Czy jednak można mieć pewność, że politycy PiS, a także pozostałych liczących się partii nie postąpiliby w podobnej sytuacji podobnie jak prominenci Platformy? Ja, niestety, takiej pewności nie mam.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.