Według coraz silniejszych w III RP progresistów człowiek o poglądach konserwatywnych nie powinien piastować rządowych stanowisk.
Bronisław Wildstein
Progresywne środowiska pod wodzą „Gazety Wyborczej” uskrzydlone sukcesem, jakim było odwołanie ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, wzięły się za jego następcę – Marka Biernackiego. To znaczy wzięło się za niego bardziej radykalne skrzydło pod wodzą Magdaleny Środy. Skrzydło pragmatyczne (m.in. Janina Paradowska), uznaje, że najważniejsza dziś jest obrona władzy PO, a więc nagonka na kolejnego ministra tej partii jest niewskazana.
Wprawdzie przesuwanie partii Donalda Tuska na lewo jest zajęciem właściwym, ale należy zachować w tym umiar, gdyż nie ma specjalnego znaczenia, kto pod jakim szyldem występuje, ale to, aby w Polsce rządzili zawsze ci sami przy pomocy zasłużonych dziennikarzy III RP.
Paradowska tłumaczyła więc, że Biernacki może i konserwatystą jest, ale bezobjawowym, i to tak bardzo, że ona sama, pomimo zażyłości z nim, tej jego wstydliwej przypadłości nie zauważyła. Ciąg dalszy dyskusji wyzwolił w Paradowskiej refleksję, że właściwie pojęcia „konserwatysta” nie należy traktować jako obelgi i jeśli ktoś tak nazywany nie wyciąga wniosków z deklarowanych przekonań, to można zostawić go w spokoju.
Na stanowisko takie nie mogą zgodzić się prawdziwi progresiści, np. Środa. Wywiodła ona, że człowiek o poglądach konserwatywnych nie może pełnić stanowisk publicznych w demokracji, gdyż instynktownie będzie dążył do prześladowania postępowych mniejszości, w tym kobiet (w terminologii feministycznej kobieta to feministka). Tak to dialektycznie pełna tolerancja oznacza absolutną nietolerancję dla osób o poglądach niewłaściwych, a w każdym razie uznawanych za takie przez prof. Środę.
Dziewięć lat temu Rocco Buttiglione, włoski kandydat na stanowisko komisarza UE, zdradził, że jest katolikiem. Dziennikarze zwietrzyli krew. Podstawową kompetencją komisarza UE okazał się jego stosunek do homoseksualizmu. Buttiglione przyznał, że w tej sprawie przyjmuje stanowisko Kościoła, chociaż w wypadku wyboru na komisarza w swoim działaniu trzymał się będzie ducha i litery unijnych przepisów. Nie o postępowanie jednak chodziło, ale o poglądy i dlatego Buttiglione musiał zrezygnować. Okazało się, że katolik nie może pełnić odpowiedzialnych stanowisk w UE.
Po niecałej dekadzie w Polsce zbliżamy się do podobnego standardu. Według coraz silniejszych w III RP progresistów człowiek o poglądach konserwatywnych nie powinien piastować rządowych stanowisk.
W rzeczywistości nie chodzi o to, że Środa et consortes obawiają się, iż umowny konserwatyzm Biernackiego wpłynie na jego postępowanie. Antagoniści Buttiglionego czy Biernackiego mogli przecież sprawdzić to w praktyce. Nie czekali na to, gdyż chodzi im o zakazanie pewnych poglądów i idei, a więc o wprowadzenie do obiegu publicznego paragrafu „myślozbrodni”. Ludzie mają bać się przyznawać do pewnych poglądów, np. konserwatyzmu czy religijności, najpierw publicznie, a potem wobec siebie. Progresiści nie spoczną dopóty, dopóki przestrzeń naszego wyboru nie zmieści się między Środą a Paradowską, a pluralizm poglądów rozpięty będzie między radykalnymi a umiarkowanymi feministkami. Chociaż... Dlaczego tolerować feministki, które nie potrafią wyciągnąć radykalnych wniosków ze swoich idei?