Czy Chińczycy kochają tylko pieniądze?

Czy Chińczycy kochają tylko pieniądze?

Dodano: 
Nie bez przyczyny „Kłamstewko” w reżyserii Lulu Wang zostało nagrodzone Złotym Globem. To piękna historia, która w zabawny sposób uwypukla różnice kulturowe między Wschodem i Zachodem. Co jednak mówi o kondycji społecznej?
Nie bez przyczyny „Kłamstewko” w reżyserii Lulu Wang zostało nagrodzone Złotym Globem. To piękna historia, która w zabawny sposób uwypukla różnice kulturowe między Wschodem i Zachodem. Co jednak mówi o kondycji społecznej? Źródło: materiały prasowe
TERAZ AZJA II Nie bez przyczyny „Kłamstewko” w reżyserii Lulu Wang zostało nagrodzone Złotym Globem. To piękna historia, która w zabawny sposób uwypukla różnice kulturowe między Wschodem i Zachodem. Co jednak mówi o kondycji społecznej?

W obecnej sytuacji nie trzeba nikogo przekonywać, że to, co się dzieje w Chinach, ma swój wpływ również na nas. Tym samym nie sposób nie zauważyć, że Chińczycy zaczynają zyskiwać coraz wyraźniejszy głos również w kulturze. Po szoku z 2018 roku, jaki sprawili nam „Szalenie bogaci Azjaci”, w których w przerysowany sposób zobaczyliśmy singapurskie elity i chińskie marzenie o zarabianiu pieniędzy, przyszedł czas na poważniejszy temat.

Nawet laik zdaje sobie sprawę, że chińska społeczność nie jest jednolita. Dzieli się ona na tych, którzy mieszkają w centralnych Chinach oraz na tak zwanych „Chińczyków za morzem” (Hǎiwài Huárén), czyli osoby pochodzenia chińskiego, które są obywatelami innych krajów. Jak mówi utarte chińskie powiedzenie, Chińczykiem nie przestaje się być nigdy, ale czy to wciąż prawda? Główna bohaterka filmu „Kłamstewko” jest osobą zanurzoną w dwóch światach – chińskim i amerykańskim. Urodzona w Państwie Środka, jako mała dziewczynka wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Mówi po mandaryńsku, ale nie umie czytać znaków. Billi chodzi ulicami Nowego Jorku i jak dobra chińska wnuczka rozmawia ze swoją babcią, przekonując ją, że nosi czapkę, której oczywiście nie ma. Mówi do niej po prostu „Nǎinai” (奶奶), co oznacza babcia ze strony taty, w przeciwieństwie do „Wàipó” (外婆), które jest określeniem na babcię ze strony mamy. Już sam język podkreśla, jak ważne dla Chińczyków są więzy rodzinne. Ktoś jest dla mnie kimś zawsze w jakimś stosunku. Tym sposobem nie ma po prostu brata, jest Gēge (哥哥) – starszy brat, albo Dìdi (弟弟) – młodszy brat, podobnie z siostrami, czy kuzynostwem. Zawsze wiemy, w jaki sposób dana osoba jest z nami skoligacona, bo Chińczyk nigdy nie żyje w samotności, ale w relacji z innymi, a przede wszystkimi stanowi część rodziny.

„Kiedy ludzie dostają raka, umierają, ale to nie rak ich zabija, a strach”

Billi jest początkującą pisarką i ubiega się o stypendium Guggenheima. Sceneria, jak również muzyka uwypuklają jej samotność. Aktorka i raperka Awkwafina (znana też jako Norą Lum) perfekcyjnie wcieliła się w rolę młodej mieszkanki Nowego Jorku, która zmaga się z jego materialną bezlitosnością. Bo w Stanach Zjednoczonych już coraz trudniej o finansową samodzielność, w szczególności dla młodych artystów. Nagle Billi dowiaduje się, że u Nǎinai wykryto zawansowanego raka, a kobieta umiera, jednak rodzina trzyma to przed nią w tajemnicy. Chińczycy, bowiem mają powiedzenie: „Kiedy ludzie dostają raka, umierają, ale to nie rak ich zabija, a strach”. Z tego powodu Nǎinai nie może się o niczym dowiedzieć, w dodatku Billy ma nie jechać z resztą rodziny do Chin, bo nie umie ukrywać swoich emocji. Jest zbyt Amerykańska. Wszyscy grają w tę grę: dwóch synów Nǎinai, jej siostra, a nawet lekarze. Kiedy Billy próbuje oponować i argumentuje za wolnością wyboru starszej pani, słyszy, że Nǎinai zrobiła tak samo z jej umierającym mężem – okłamywała go do samego końca.

Pretekstem do rodzinnego spotkania w Pekinie staje się ślub kuzyna Billi, który specjalnie dla babci godzi się na szybkie małżeństwo ze swoją japońską dziewczyną, z którą spotykał się ledwo trzy miesiące. Tym sposobem pierwszy raz od 25 lat dwóch braci – jeden mieszkający w Stanach Zjednoczonych, drugi w Japonii, spotykają się ponownie w domu rodzinnym. Billi nie jest jednak dobrą chińską córką, słuchającą swoich rodziców – wsiada do samolotu, by dołączyć do reszty towarzystwa. Rozpoczyna się tragikomiczna farsa pospiesznych przygotowań do ślubu, poprzecinana bardzo intymnymi i pełnymi uczucia rozmowami między Billi i Nǎinai. W dodatku Chińczycy cały czas przede wszystkim wspólnie jedzą. Każdy, kto miał doświadczenie z kulturą chińską, nie powstrzyma uśmiechu – wielkie, bogate wspólne obiady przy suto zastawionych, okrągłych stołach, to chiński sposób na okazanie gościnności. Nie da się ukryć, że to rodzaj terapii całego narodu, który niemal przedwczoraj głodował podczas rewolucji kulturalnej. Dobitnie świadczy o tym bogactwo chińskiego jadłospisu.

Problemy imigracji

Film w fenomenalny sposób ukazuje nowoczesną, pospiesznie budowaną chińską architekturę, która determinuje sposób życia mieszkańców. Wysokie, wielopiętrowe budynki, wąskie przejścia między wieżowcami i ogromne ulice, mające pomieścić dziesiątki tysięcy samochodów oraz niemal całkowity brak zieleni – to nowoczesna zabudowa Chin. A park, który Billi pamiętała z dzieciństwa już dawno przestał istnieć. W efekcie niemal całe ludzkie życie dzieje się w mrocznych pomieszczeniach – mieszkaniach, pokojach hotelowych, salach restauracyjnych – dodatkowo przerysowanych przez szerokie kadry. W tym wszystkim powtarzają się pytania: Gdzie jest lepiej, w Chinach czy w USA, w Chinach czy w Japonii? Czy oni wciąż są Chińczykami? A przede wszystkim, jak szybko w Stanach można zarobić milion dolarów? – pyta ciotka.

Ten subtelny, delikatny, śmieszny i wzruszający film to w głównej mierze wielkie wołanie o potrzebę bliskości. Choroba Nǎinai staje się pretekstem do czasu spędzonego z rodziną i do kultywowania tradycji, czego bohaterom filmu bardzo brakowało. Lulu Wang – reżyserka i jednocześnie autorka scenariusza walczy ze stereotypem, że Chińczycy kochają tylko pieniądze, podkreślając, że kochają też siebie nawzajem. W symbolicznej scenie Nǎinai uczy Billi ćwiczeń Taijiquan, przekonując ją, że to właśnie dzięki tej medytacyjnej gimnastyce tak długo utrzymała się w dobrym zdrowiu. W ostatniej odsłonie, ponownie idąc ulicą Nowego Jorku, Billi wykonuje ruch i okrzyk Taiji, jakby chcąc wykrzyczeć zarówno swoją tożsamość, jak i swój smutek.

„Nie mówcie jej” – to dosłowne tłumaczenie chińskiego tytułu filmu. Nie mówcie, aby nie obciążać chorej zmartwieniami, tylko za nią nieść ten ciężar, bo według chińskiej tradycji, to jesteśmy winni naszym starszym. Widz wielokrotnie podczas filmu będzie przechodził z jednej strony sporu na drugą, utożsamiając się z obydwoma punktami widzenia. „Kłamstewko” to piękna kreacja artystyczna, która pozwala nam podejrzeć zupełnie obcą, a jednak coraz bliższą kulturę chińską. Warto wybrać się nią do kin, kiedy znowu je otworzą.

Czytaj też:
Nie siedźmy na kanapie, a wyjdźmy samotnie pobiegać

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także