Requiem dla Rodezji
  • Marek Jan ChodakiewiczAutor:Marek Jan Chodakiewicz

Requiem dla Rodezji

Dodano: 
Prof. Marek Jan Chodakiewicz
Prof. Marek Jan Chodakiewicz Źródło: PAP / Rafał Guz
Cyberonuca | Przypomniało mi się o Rodezji (1965-1979), nie istniejącym już państwie, z kilku powodów. Pierwszy, w końcu przeczytałem dość starą książkę o tym kraju, Rhodesia Alone (1978?). Jest to zbiorówka, pisana na żywo, owoc wyprawy (fact finding mission) do tego kraju w 1978 r. Dał mi ją uczestnik tej wyprawy, autor jednego z rozdziałów i kolega mój z pracy, profesor Jack Tierney.

Można powiedzieć, że jest to w pewnym sensie requiem dla Rodezji. Autorzy nie mieli pojęcia jak ten kryzys się zakończy. Z jednej strony doceniali niesamowity nacisk na władze Rodezji a z drugiej strony liczyli, że jednak kompromis jest możliwy aby doprowadzić do współwładzy białych osadników z ludnością murzyńską. Najjaśniejszym bowiem punktem było to, że – budując na gospodarczych osiągnięciach kolonializmu – rząd w Salisbury (dziś Harare) miał wyjątkowo zaskakujące sukcesy ekonomiczne. Poprawił znacznie nie tylko zarobki, ale również i zdrowie i standard życia czarnej ludności.

Zaczęło się od procesu dekolonizacyjnego. Północna Rodezja ogłosiła się Zambią, co uznał Londyn. Tymczasem Południowa Rodezja okrzyknęła się Rodezją (potem Republiką Rodezji) i metropolia odmówiła uznania tego państwa. Co więcej, bojkotowały je właściwie wszystkie kraje świata.

Podzielona Rodezja

Rodezja była również podzielona wewnętrznie. Po pierwsze, biali liberałowie – a więc warstwy profesjonalne (prawnicy, lekarze, dziennikarze, bankierzy, wielcy przedsiębiorcy, etc.) sprzeciwiali się niepodległości i odeszli z administracji rządowej. Pozostawali w opozycji.

Wybory wygrała partia pro-suwerennościowa białych osadników. Szefował jej Ian Smith. Jego elektorat to głównie farmerzy, drobni przedsiębiorcy, rzemieślnicy, technicy, majstrowie, część urzędników (s. 23). Większość z nich miała doświadczenie wojskowe. Sam Smith walczył jako brytyjski komandos we Włoszech, spędził nawet trochę czasu w szeregach włoskiej partyzantki.

W Rodezji obowiązywał system wyborczy kurialny. Oznacza to, że biali mieli przewagę mimo liczebnej mizerności bo wybierali bezpośrednio swych przedstawicieli. Czarni dopuszczani byli do głosowania w ramach swoich grup wyborczych, zwykle plemiennych. W rezultacie w ciałach samorządowych Rodezji zasiadali zwykle tradycyjni kacykowie i wodzowie szczepowi, jak również inni konserwatywni prominenci, szczególnie pastorzy i księża. Oni reprezentowali murzyńską większość, ale ograniczenia wyborcze spowodowały, że w organach legislacyjnych i administracyjnych byli w mniejszości, chociaż nie koniecznie stale w opozycji.

Społeczność czarna była również podzielona. Przede wszystkim chodziło o konkurujące ze sobą od wielu lat plemiona, a szczególnie Szona i Matabele, oraz Muzezuru i Karanga. Starcia i konflikty między nimi dotyczyły nie tylko kraju, ale też i emigracji.

Dalsze podziały

Ważne były też inne podziały. Po pierwsze, większość Murzynów pozostawała w tradycyjnych strukturach plemiennych ze wszystkimi tego implikacjami. Po drugie, mniejszość modernizowała się – część z nich ewolucyjnie, a część rewolucyjnie. Po trzecie, zarówno ewolucjoniści jak i rewolucjoniści przeciwstawiali się tradycjonalistom.

Ci ostatni chcieli zachować historyczne hierarchie i struktury społeczne; a modernizatorzy ewalucyjni starali się odwoływać do nacjonalizmu połączonego z liberalizmem i postępowością. Rewolucjoniści natomiast pożenili świeżo wynaleziony nacjonalizm „zimbabuański” z marksizmem i antykolonializmem.

Po czwarte, rewolucjoniści zdecydowali się na walkę zbrojną aby wdrożyć swój program. Za granicą, w Zambii, Tanzanii i Mozambiku, ustanowili swoje centra dowodzenia. Jednocześnie rewolucjoniści podzielili się na dwie organizacje marksistowsko-nacjonalistyczne: ZAPU, której przewodził Robert Mugabe, i ZANU, której szefował Joshua Nkomo. W rzeczywistości obie organizacje skupiały głównie zwolenników wywodzących się z rywalizujących plemion (ZAPU – Szona, a ZANU – Matabele), z zastrzeżeniem, że towarzysze ci zbuntowani byli przeciwko własnym tradycyjnym hierarchiom szczepowym.

Klasyczna rewolucja

W międzyczasie rewolucjoniści z ZANU i ZAPU znaleźli też sponsorów, a w tym Sowiety, Północną Koreę, NRD i Chiny; ci dostarczyli instruktorów i broni. Oprócz bloku sowieckiego, cała „postępowa ludzkość” (a więc przede wszystkim zachodni liberałowie i lewacy) wspierała rewolucjonistów moralnie i materialnie. Naturalnie była to hipokryzja bowiem podobnej moralnej rewulsji postępowcy nie czuli w stosunku Sowdepii i chińskiej komuny („All our moral rhetoric on self-determination, majority rule, equal rights, human dignity means nothing when we close our eyes and remain silent on the depradations of the world’s most cruel dictatorships, the Soviet Union and Communist China”, s. 92).

Tymczasem rewolucjoniści podjęli działania partyzanckie przeciw rządowi w Salisbury. Polegały one głównie na rajdach małymi oddziałami przeciwko celom cywilnym. Większość ofiar rewolucjonistów to Murzyni. Mordowano nie tylko członków konkurencyjnych plemion, ale również tradycyjne elity, a w tym i własne. Mordowano też biednych Murzynów, którzy pracowali dla białych farmerów.

Była to więc klasyczna rewolucja. W porównaniu do ogromu ofiar wśród czarnych, biali stanowili mały procent wszystkich zabitych. Naturalnie ponieważ białych było tak mało, że straty wśród nich liczbowo i proporcjonalnie były poważne.

Szczególne miejsce wśród ofiar rewolucji zajmowały osoby duchowne. Na przykład, 6 lutego 1977 r. rewolucjoniści zamordowali 9 katolickich misjonarzy w St. Paul Mission w Musami (s. 67). Morderców nasłał nominalny katolik Mugabe. Nkomo natomiast stał za mordem ks. biskupa Adolpha Schmitta oraz dwóch księży, których porwano i rozstrzelano pod Lupane.

Warto nadmienić też, że rewolucjoniści również wyżynali się między sobą nie tylko w polu, ale również na uchodźctwie – według klucza plemiennego.

Odpowiedź rządu

Jednak rząd w Salisbury potrafił sobie poradzić z rewolucjonistami. Rząd operował według formuły „talk, talk, fight, fight” (s. 27). Szło to Rodezyjczykom dobrze. Zarówno żołnierze z poboru jak i ochotnicy – biali i czarni – dokonywali cudów poświęcenia aby utrzymać pokój i porządek. Dochodziło do wypraw do sąsiednich krajów, aby rozwalać obozy rewolucyjne i wybijać winnych bestialstw.

W końcu jednak Ian Smith zgodził się na oddanie władzy? Dlaczego? Bezsprzecznie dlatego, że po prostu nie potrafił wytrzymać już nacisku międzynarodowego. Kluczowym było wycofanie wsparcia przez Republikę Południowej Afryki (tutaj warto nadmienić, że system rodezyjski nie był prostą kalką apartheidu). Rodezja była sama, a została się jeszcze bardziej osamotniona.

Niestety oddano władzę nie tradycyjnym elitom murzyńskim, nie ewolucjonistom czarnym nacjonalistom liberalno-postępowym, ale najgorszym rewolucjonistom narodowo-bolszewickim pod wodzą Mugabe. W tym sensie kraj wpadł w szpony rewolucyjnej mniejszości, co przewidziano („‘Majority rule’ for Rhodesia today [1978] is a euphemism for a black minority government”, s. 92)

No i zgodnie z przewidywaniami dopiero wtedy Mugabe podjął prawdziwą rzeź. Na pierwszy ogień poszli jego rewolucyjni konkurenci, potem ewolucyjni oponenci, następnie tradycyjne elity, a na koniec biali. Jeśli chodzi o skalę ofiar, najbardziej ucierpiało plemię Matabele, co przewidział celnie jeden z autorów („Mugabe will attempt to massacre wholesale Nkomo and his Matabele tribesmen, his traditional enemies”, s. 67). Nota bene, w Rhodesia Alone czytamy, że radykalizm Mugabe można częściowo wytłumaczyć faktem, że daleko posunięta choroba weneryczna tego przywódcy wymusiła amputację jego członka (s. 73).

SELOUS Foundation

Drugi powód aby wspomnieć o Rodezji to SELOUS Foundation, z którą współpracuję, piszę m.in. analizy. Amerykanie zresztą zwykle nieprawidłowo wymawiają tę nazwę jako Se-lus (fonetycznie). A powinno być So-uuls. Tak wymawiał swoje nazwisko Frederick Courtney Selous (1850-1917), brytyjski oficer, podróżnik, wielki myśliwy z XIX w., którego przyjacielem był sam Cecil Rhodes.

No, ale twórcy fundacji nie wiedzieli nawet, że Fred istniał. Założyciele fundacji nazwali swoją organizację aby uhonorować Selous Scouts (Zwiadowców im. Selousa), w swoim czasie chyba najlepsze na świecie antykomunistyczne siły specjalne. Składały się z białych i czarnych chłopaków. A Selous Scouts przecież swoją nazwę przyjeli na cześć Freda. Co zresztą moim kolegom w fundacji nie omieszkałem zakomunikować.

Fundacja powstała pod koniec Zimnej Wojny. Całkiem niedawno jednak, kilka lat temu, The New York Times obsmarował ją, że „rasiści” nostalgicznie przywołują rasistowską Rodezję. No bo dlaczego inaczej przyjęto nazwę po rodezyjskich siłach specjalnych? To bardzo proste. Bo moi znajomi w USA byli ostrymi antykomunistami, w związku z tym podziwiali walki Selous Scouts.

Tłumaczyłem zresztą tę fascynację za pomocą analogii z Polski. Chyba 17 lat temu jeden z moich studentów, Domingos Jardo Muekalia, wzruszył się bardzo, gdy pokazałem mu podkoszulkę z napisem (po portugalsku): „Wspomagajmy dr. Savimbi aktywnie zwalczać komunizm”. Podkoszulkę wyprodukowała Liga Republikańska.

Dominguez był oficjalnym reprezentantem antykomunistycznej UNITA w Waszyngtonie. Spytał mnie co Liga wiedziała o Angoli. Odparłem, że nie wiele, ale jej członkom imponowało to, że Jonas Savimbi i jego ludzie rozwalali komunistów. Stąd sympatia do UNITA.

Podobnie sprawa ma się z SELOUS Foundation. Wciąż są antykomunistami. Rodezyjski siły specjalne wspominają z nostalgią dokładnie dlatego, że wiążą ich z walką antykomunistyczną. Jest to sentyment, który rozumie każdy tej orientacji.

"Biała niewolnica"i "Hitler"

Trzeci powód tych wspomnień o Rodezji pochodzi stąd, że ktoś mnie spytał ostatnio czy faktycznie istniała w Polsce książka p.t. Byłam białą niewolnicą. Wyszła. To wspomnienia Polki, która poślubiła delegata pro-komunistycznego i antykolonialnego ZANU-ZAPU w PRL w latach osiemdziesiątych, który w Warszawie studiował medycynę. Żonę już nad Wisłą poniżał, kazał sobie wiązać buty aby odreagować „rasizm” i „imperializm”.

Ta Bogu ducha winna powiła mu dzieci i wyprowadziła się z nim do Zimbabue – to nazwa starożytnego królestwa tamtejszego, które miejscowi przywrócili po czasach kolonialnych. Mąż ją bił i prześladował. Został naznaczony szefem ruchu „kombatanckiego”, mimo, że sam nigdy nie służył na polu bitwy. Przyjął pseudonim „Hitler”. I na czele swych „kombatantów” wsławił się pogromami farmerów, głównie białych, chociaż większość ofiar tych najazdów była czarna – pracownicy farm. Tak jak w czasie wojny w buszu.

„Hitler” zaczął swym radykalizmem robić coraz większą furorę. Zagroził nawet samemu dyktatorowi ówczesnemu, Robertowi Mugabe. Ostatecznie jednak były student medycyny umarł na AIDS. W międzyczasie żona uciekła z dzieciakami do Polski i napisała wspomnienia o swym nieszczęściu (chyba BGW wydało).

Można się też zastanawiać czy ludność zamieszkująca Zimbabwe ma się teraz lepiej niż w przeszłych czasach. Mugabe umarł niedługo potem gdy go obalono w zamachu pałacowym. Dyktatura tam socjalistyczna nadal panoszy się straszliwa. Gospodarka jest zupełnie rozwalona.

Jest to cena za to, że z tradycyjnych, murzyńskich kręgów rodezyjskich nie wygenerowano siły tubylczej, która byłaby w stanie skutecznie przeciwstawić się rewolucjonistom. A szkoda.

James E. Dornan, Jr., Rhodesia Alone (Washington, DC: Council on American Affairs, [1978?]).

Marek Jan Chodakiewicz

Washington, DC, 25 marca 2021

Czytaj też:
Strategia wojenna
Czytaj też:
Cyberonuca: Strategia II

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także