"Jedni umierają, drudzy zarabiają". Mocne słowa eksperta o pandemii

"Jedni umierają, drudzy zarabiają". Mocne słowa eksperta o pandemii

Dodano: 
Hiszpańskie służby sanitarne, zdjęcie ilustracyjne
Hiszpańskie służby sanitarne, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / Angel Medina G.
Z dr. Wolfgangiem Wodargiem, niemieckim internistą, pulmonologiem i politykiem rozmawia Dorota Tuńska.

DOROTA TUŃSKA: Kto zarabia na pandemii COVID-19?

DR WOLFGANG WODARG: Ci, których można rozpoznać na giełdzie, widzimy ich zyski, bo zgromadzili miliardy. Małe biznesy upadają, gastronomia i małe sklepy straciły klientów, a ogromne globalne korporacje czerpią z tej sytuacji zyski, podwajają swoje bogactwo, jak np. Amazon – bo chodzi tu o monopolizację, centralizację, globalizację.

Wirusy towarzyszą człowiekowi od początku istnienia ludzkości. Dlaczego wirus SARS-CoV-2 stał się ważniejszy od wszystkich innych wirusów atakujących drogi oddechowe?

Cechą wirusów jest zmienność, zmieniały się przed wirusem Wuhan i nadal się zmieniają, powstają tysiące mutacji każdego roku. Nie powstrzymamy tego. Wirus z Wuhan już nie istnieje, po ponad dwóch latach powstało wiele jego wariacji. Warianty delta i omikron nie zachowują się tak samo. Ale w dalszym ciągu obowiązuje ta narracja z Wuhan, że wszystkie są niezwykle groźne, jako powód, dla którego powinniśmy się dalej bać.

I się szczepić. Jak pan, z punktu widzenia epidemiologii chorób zakaźnych, ocenia masowe szczepienia przeciw COVID-19?

Kiedyś musiałem wykonywać szczepienia jako dyrektor Urzędu Zdrowia Publicznego w Szlezwiku-Holsztynie. Nie uważam, żeby podawanie obecnych preparatów miało sens, bo nie są one skuteczne w obronie przed wirusem. Osoby, które przyjęły trzy dawki szczepionki, nadal zarażają się koronawirusem, nadal transmitują wirusa, zarażając innych oraz same chorują. Te szczepionki zatem nie chronią. Ponieważ wstrzykiwane są domięśniowo, krążą po całym organizmie, wyrządzają dużą szkodę u wielu ludzi – i nie ma sensu ani korzyści, by je podawać. Istnieje za to ogromne ryzyko, bo są one eksperymentalne. Nazywane są terapią genową, gdyż wstrzykuje się kwas nukleinowy, który wędruje do naszych komórek, a one zaczynają produkować białko, którego nigdy wcześniej nie produkowały. Po przyjęciu tego zastrzyku stajemy się genetycznie zmodyfikowanymi organizmami. Uważam, że to jest wielki eksperyment, a my go tolerujemy, bo powiedzieli nam, że to pomoże.

Wielu ekspertów powie, że wyznaje pan teorie spiskowe, a szczepionki są najlepiej przebadanymi preparatami i nie można ich utożsamiać z terapią genową. WHO szacuje, że w ciągu jednego roku tylko w Europie szczepionki uratowały przed śmiercią blisko pół miliona osób. Raporty dotyczące ochrony, jaką dają szczepionki, mówią, że przy trzech dawkach ich skuteczność sięga 94 proc. Czy te dane pana nie przekonują?

Oni po prostu kłamią. Nie ma takiego dowodu, popartego badaniami naukowymi, który mogliby okazać, by uwiarygodnić te dane, które pani przytoczyła. To jest niemożliwe. Jeśli oceniamy skuteczność tych zastrzyków, to w badaniach klinicznych dowiedziono, że w grupie osób zaszczepionych liczącej ok. 20 tys. osób otrzymano ok. ośmiu przypadków z pozytywnym wynikiem testu PCR, natomiast w grupie kontrolnej ok. 20 tys. uczestników otrzymano 140 przypadków z pozytywnym wynikiem testu PCR. Więc opowiadają, że szczepionki mają 95 proc. skuteczności. Ale jeśli spojrzymy na różnicę 140 i 8, to trzeba widzieć całość, trzeba zauważyć, że zaszczepili 20 tys. ludzi, aby mieć mniej o 140 osób zainfekowanych.

Cały wywiad dostępny jest w 32/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także