Oburzający film niemieckiej stacji ZDF o latach wojny, przedstawiający oddział AK jako antyżydowskie komando, stał się dopiero po niemal tygodniu, tematem polskich gazet. Super Express odpowiada na arogancję niemieckiej stacji dużym tytułem: Niemcy! Holocaust to wasze dzieło! Sławomir Jastrzębowski stawia wprost wyrazistą tezę - Niemcy chcą eksportować swoją hańbę.
„Niemcy to pomysłowy naród. Największe ich powojenne osiągnięcie to wymyślenie nazistów. Po rzezi, jaką zgotowali całemu światu w czasie II wojny światowej, wydumali, że nie chcą za nią brać odpowiedzialności, więc winę od lat zrzucają właśnie na wykreowanych przez siebie nazistów, prawie jak na Marsjan.
Zabieg niby niemądry, ale okazuje się, że skuteczny. Jego intencją jest pokazanie, że Niemcy niby byli dobrzy i nieświadomi zbrodni, a źli byli właśnie owi naziści, którzy może wzięli się z Księżyca, a może przysłał ich zły czarownik. W każdym razie według Niemców za wymordowanie dziesiątek milionów bezbronnych ludzi odpowiedzialni są naziści, a Niemcy nie. Ten historyczny bełkot pełen przemilczeń ma jednak braki podstawowe. Hitler został wybrany przez Niemców w sposób demokratyczny. W sposób demokratyczny został kanclerzem. Zgodnie z niemieckim prawem forsował kolejne przepisy przy aplauzie niemieckiego społeczeństwa. Wystarczy przypomnieć uchwalone przez Reichstag norymberskie ustawy rasowe z września 1935 (a więc cztery lata przed wojną), czyniące z Żydów podludzi, z którymi nie można było zawierać małżeństw, za to można było im na przykład konfiskować bezkarnie majątki. Teraz największa niemiecka gazeta Bild opluła polskich bohaterów, pisząc, że żołnierze Armii Krajowej byli antysemitami i dzięki temu nazistom było łatwiej. To kolejny obrzydliwy zabieg Niemców. Teraz chcą eksportować swoją hańbę do Polski, chcą się nią z nami dzielić. Nic z tego. Szanowni niemieccy dziennikarze, nie udawajcie idiotów. Czytam właśnie materiał z Bilda: Waren deutsche Soldaten wirklich so grausam? - Czy niemieccy żołnierze byli rzeczywiście tak okrutni?. Nie, szanowni niemieccy dziennikarze. Nie byli tak okrutni, byli dużo okrutniejsi, okrutniejsi od zwierząt, bo dobrze zorganizowani. Jeżeli jeszcze macie jakieś wątpliwości, przypomnijcie sobie na przykład postać oficera SS Oskara Dirlewangera, sadysty, który lubił palić ludzi żywcem. Poczytajcie, co ten kryminalista robił z bezbronnymi Polakami w czasie Powstania Warszawskiego. Szanowni niemieccy dziennikarze, jeśli poznacie historię, nie będziecie już zadawać głupich pytań: Czy niemieccy żołnierze byli rzeczywiście tak okrutni?. Wasi ojcowie i wasze matki, wielbiciele Hitlera ściągnęli na was hańbę. Trzymajcie ją u siebie. My jej nie chcemy.”
Temat podejmuje także Gazeta Wyborcza. Bartosz Wieliński pyta: Kto wytłumaczy Niemcom, że AK to nie SS?
„Siedem milionów Niemców obejrzało w zeszłym tygodniu filmową epopeję, w której żołnierze Armii Krajowej antysemityzmem dorównują esesmanom. Żołnierze AK na pytanie polskich chłopów, czy mają w oddziale Żydów, odpowiadają: Nie, Żydów topimy jak koty.
Przywykłem do tego, że im głośniej reklamowany jest nowy niemiecki film historyczny, tym większym jest gniotem. Z racji zawodowych obowiązków obejrzałem kilkugodzinne Drezno o alianckim bombardowaniu stolicy Saksonii, Ucieczkę o Niemcach, którzy uciekali z Prus Wschodnich przed Armią Czerwoną, czy Gustloffa o zatonięciu na Bałtyku liniowca wypełnionego niemieckimi uciekinierami. To słabe filmy. Główny problem twórców polega na tym, że muszą trafić w gusta mieszczańskiej widowni. Nie mogą przytłoczyć historią, zbytnio przerazić trupami. Nie może też zabraknąć romansu i pojedynku dobra ze złem. Ta mieszanka zawsze smakuje jak familijny western, tyle że rozgrywa się na tle flag ze swastyką.
Nasze matki, nasi ojcowie, kosztująca 14 mln euro trzyczęściowa produkcja telewizji publicznej ZDF, także wpisuje się w ten schemat. Wojenne losy pięciu przyjaciół można właściwie przewidzieć po pierwszych scenach. Młody oficer Wehrmachtu stanie się zagorzałym pacyfistą i zdegradowany wyląduje w batalionie karnym, a idealista powołany do wojska zamieni się w bezduszną maszynę do zabijania.
Twórcy zapowiadali, że to nie będzie film o biało-czarnej historii. Wojnę pokazano przez pryzmat wielu wątków: są wspierający III Rzeszę artyści, esesmani, którym udało się uniknąć odpowiedzialności za zbrodnie, jest i gwałcąca Niemki sowiecka soldateska. Jest też oddział Armii Krajowej, do którego trafia jeden z bohaterów - niemiecki Żyd, któremu udało się uciec z transportu do Auschwitz. Żołnierze mówiący po polsku z potwornym akcentem i noszący biało-czerwone opaski z wielkimi literami AK, antysemityzmem dorównują przewijającym się przez film esesmanom. Gdy odkrywają, że zdobyty przez nich niemiecki pociąg wiezie Żydów, mówią: Lepsi martwi niż żywi i zostawiają ich na pastwę losu. Na pytanie polskich chłopów, czy mają w oddziale Żydów, odpowiadają: Nie, Żydów topimy jak koty.
Jasne, zdarzało się, że żołnierze AK mordowali Żydów. Z niemieckiego filmu wynika jednak, że było to normą. Ciekawe, skąd trzech historyków, z którymi według ZDF konsultowano scenariusz filmu, czerpało wiedzę o okupowanej Polsce?
Nie sądzę, że Niemcy celowo chcieli przerzucić na Polaków część odpowiedzialności za Holocaust. To raczej efekt ignorancji, taka sama głupota jak w przypadku niemieckich dziennikarzy ciągle posługujących się zwrotem polskie obozy koncentracyjne. (...) Czy ktoś wytłumaczy 7 mln widzów, że AK to nie było SS?".
A więc problem niby jest, ale nie wolno przeceniać jego znaczenia? Owszem zauważyć można u Niemców niedoinformowanie czy nawet ignorancję, ale brak złej woli? A może problem zaczął się wcześniej gdy Spiegel w 2011 roku pisał, że bez gorliwych pomocników z Wschodniej Europy – Holocaust nie objąłby tak sporej liczby ofiar? Wtedy ten sam Bartosz Wieliński wykpiwał na łamach „GW” wyczulenie Polaków na niepojące tendencje w historycznych publikacjach i filmach niemieckich na przestrzeni ostatniej dekady.
Wieliński woli kpić z takich dzieł jako "gniotów" i dowodów braku wiedzy konsultantów historycznych. Gdy problem okazuje się już drastyczny - komentator „GW” drapie się zdziwiony w głowę i pyta kto oświeci Niemców. Wiem jedno – na pewno nie dziennik z Czerskiej, dla której cała sprawa to niewygodny gorący kartofel. Wolę pryncypialne oburzenie "Super Expressu". Może choć ono skłoni kogoś w Berlinie do zauważenia problemu.