– Do tej pory nie powstała żadna definicja mowy nienawiści. Moim zdaniem z samej zasady taka definicja powstać nie może, ponieważ mowa nienawiści jest klasycznym przykładem tzw. pseudopojęcia albo konstruktu myślowego, który tak naprawdę nie jest oparty na niczym rzeczywistym – ocenił dziennikarz.
Zdaniem redaktora naczelnego "Do Rzeczy" w przypadku mowy nienawiści mamy do czynienia z "pomieszaniem porządków". – Jeden porządek dotyczy uczuć i emocji, a drugi to jest porządek sądów i opinii. Te dwa porządki się nie przenikają – uważa Lisicki.
Bat na przeciwników?
– Pomieszanie porządków: emocjonalnego, gdzie po jednej stronie mamy nienawiść, a po drugiej miłość z porządkiem intelektualnym, gdzie po jednej stronie mamy prawdę, a po drugiej fałsz sprawia, że ta hybryda pojęciowa, czyli mowa nienawiści, nigdy nie pozwoli nam na jej zdefiniowanie – przekonywał publicysta.Jego zdaniem jedynym powodem, dla którego pojęcie mowy nienawiści zaczęło funkcjonować w przestrzeni publicznej, jest jego "poręczność ideologiczna, czyli to, że łatwo jest je wykorzystywać w stosunku do osób, których się nie lubi, bądź są przeciwnikami ideologicznymi albo politycznymi".
– Krótko mówiąc: ten, kto ma kontrolę nad przypisaniem tego pojęcia drugiej stronie, ten może od razu wygrać w przestrzeni publicznej, piętnując drugą osobę – ocenił Lisicki.
Problem dyskryminacji
W ocenie redaktora naczelnego "Do Rzeczy" największym zagrożeniem dla wolności słowa na Zachodzie jest rozwój pojęcia dyskryminacji, a ściślej mówiąc, walki z nią. Lisicki tłumaczył, że w tym przypadku również dochodzi do pomieszania dwóch pojęć. Dyskryminacji jako poniżenie kogoś i dyskryminacji rozumianej jako negatywny sąd.
– Ponieważ te dwie rzeczy zaczynają się mieszać, ci, którzy są skrytykowani czy osądzeni, zaczynają wykorzystywać pojęcie dyskryminacji do uniemożliwienia wypowiadania jakiekolwiek oceny – mówił publicysta.
Wypowiedź Pawła Lisickiego zaczyna się w 59 min. nagrania.