Prof. Muszyński: Przepis na dyktaturę

Prof. Muszyński: Przepis na dyktaturę

Dodano: 
Premier Donald Tusk (P) i marszałek Szymon Hołownia (L) na sali obrad Sejmu w Warszawie
Premier Donald Tusk (P) i marszałek Szymon Hołownia (L) na sali obrad Sejmu w Warszawie Źródło: PAP / Paweł Supernak
Prof. Mariusz Muszyński | Nieźle się bawię, jak czytam wypowiedzi marszałka Hołowni.

Facet straszy chaosem w związku z decyzją PKW o odroczeniu obrad w sprawie sprawozdania wyborczego PiS do czasu systemowego uregulowania statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i jej sędziów przez ustawodawcę. I składa propozycję zmiany organu stwierdzającego ważność wyborów prezydenckich z tej Izby na cały skład Sądu Najwyższego.

Bawię się, bo zastanawiam się, co się takiego stało? Jeszcze rok temu ten sam marszałek Hołownia wbrew ustawie o Sądzie Najwyższym wysłał odwołania posłów Kamińskiego i Wąsika od postanowienia o wygaszeniu ich poselskich mandatów do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego zarzucając sędziom Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN utratę sędziowskiego statusu w wyniku wyroków trybunałów europejskich. A teraz ten sam Marszałek wydaje się pozwalać im orzekać w pełnym składzie SN? Skoro według niego nie mogą orzekać w ramach swojej Izby – bo po to ma być przeprowadzona ta zmiana – to dlaczego będą mogli orzekać w ramach połączonych Izb? Czy kiedy zasiądą obok sędziego Wróbla et consortes to spłynie na nich łaska praworządności? Bardzo chciałbym usłyszeć wyjaśnienie tej kwestii. Gdyby jakiś dziennikarz mógł zapytać o ten cud przemiany ich statusu.

Rządzący mają opozycję za idiotów. Po tym, jak w sprawę włączył się sam premier Tusk, który wyraził nadzieję, że „marszałkowi uda się do tego pomysłu przekonać pana prezydenta”, stał się jasne, jak bardzo zleży na tym koalicji rządzącej. A to oznacza, że ekscesy PKW to nie indywidualny pomysł części jej członków, chcących przypodobać się pryncypałowi. Koncepcja działania musiała powstać w innym miejscu, a sama PKW to tylko narzędzie w procesie domykania systemu władzy. Scenariusz działań już zaczyna się rysować w następujący sposób:

Etap pierwszy – pozbawienie opozycji środków finansowych. Ten etap już jest realizowany. A prócz obcięcia pieniędzy, sama decyzja PKW ma posłużyć jako straszak na opozycję. Przecież partie opozycyjne również wystawiają kandydatów na prezydenta i każda z nich liczy na zwycięstwo. Stąd każda jest zainteresowana tym, by przejął on władzę bez jakiegokolwiek zamieszania. Awantura o status Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, ma przestraszyć opozycje i pozwolić przyjąć zmiany ustawowe jako element sejmowego konsensusu. Kto potem będzie pyskował, kiedy układ władzy się zamknie i odbędzie się to przy współpracy z opozycją? Volenti non fit iniuria. Zresztą tylko taka zgoda daje gwarancję odrzucenia ewentualnego weta prezydenta.

Etap drugi – spuszczenie ze smyczy hunwejbinów rewolucji kulturowej rządu. Trzeba być idiotą by wierzyć, że wszyscy sędziowie SN usiądą razem i przyjmą uchwałę o ważności wyboru prezydenta. Zaczną się cyrki – wnioski o wyłączenie nowych sędziów i przeciąganie sprawy. Bez uchwały SN prezydent elekt nie złoży przysięgi. Obowiązki prezydenta przejmie tymczasowo Marszałek Sejmu (art. 131 ust. 2 pkt 3 Konstytucji). Wtedy Sejm w ekspresowym tempie przyjmie szereg ustaw, które „tymczasowy prezydent” podpisze. I choć to wymaga naprawdę zmian konstytucyjnych, rządzący de facto wyczyszczą sobie SN, TK, KRS, a może też i inne instytucje. Opinia publiczna, także zagraniczna, nie zna niuansów. Pokaże się ustawę, a kraj i świat zaleje propagandą. I jakoś to się będzie bronić.

Ale „wielka czystka” to nie koniec planu. Kraj się wali. Ludzie są niezadowoleni. Dlatego prawdziwym celem tych podchodów nie jest funkcja tymczasowego prezydenta, ale jak najszybsze zamknięcie systemu utrzymania władzy w niezadowolonym społeczeństwie. I to zacznie się w kolejnym etapie.

Etap trzeci – wraz z pozawyborczym przejęciem funkcji prezydenta, w ręku rządzących będzie pełnia kontroli procesu wyborów. Przetestują to wówczas na prezydencie elekcie. Jeśli zwycięzcą będzie kandydat środowiska władzy, obejmie funkcję po tym jak wyczyszczony SN wyda w końcu uchwałę o ważności wyborów prezydenckich. Jeśli wygra kandydat opozycji, wybory zostaną unieważnione przez wyczyszczony Sąd Najwyższy. Rządzący ogłoszą nowe. Ale przeprowadzą je już na własnych warunkach.

Etap czwarty – będzie to dalsze czyszczenie sceny politycznej i duszenie demokratycznego procesu wyborczego. Tu nie możemy zapomnieć, że opozycja będzie już bez środków finansowych, co ograniczy jej możliwości prowadzenia kampanii wyborczej. Co więc trzeba zrobić, by szanse wyborcze opozycji spadły do zera? Zamknąć media prawicowe. Do tego posłuży zapowiadana w Ministerstwie Sprawiedliwości nowelizacja kodeksu karnego i wprowadzenie przestępstwa mowy nienawiści. A może nawet rządzący pokuszą się o specjalną ustawę? Wtedy można będzie przerwać nadawanie TV Republika, TV Trwam, Telewizji wPolsce pod byle pretekstem. Chwalenie żołnierzy wyklętych, kwestie LGBT, sprawa aborcji itp. to wszystko będzie mową nienawiści. A w wyłączaniu sygnału telewizyjnego rządzący mają już wprawę. I kto im co zrobi? Europa tylko przyklaśnie. Zostanie prorządowe TVP i TVN oraz wystraszony POLSAT. Pełnia aksamitnej dyktatury.

Konkluzja będzie smutna. W tak ukształtowanej rzeczywistości prawnej rządzący domkną proces przechodzenia od demokracji do dyktatury. Będą panować nad całym procesem wyborczym i jego okolicami. Od inicjowania wyborów (Prezydent lub Marszałek Sejmu), przez ich prowadzenie i liczenie głosów (komisje wyborcze i PKW), po ich zatwierdzanie (SN). Nawet nad kontrolą konstytucyjności przepisów wyborczych (przejęty TK). I w takiej sytuacji przeprowadzą sobie także kolejne wybory parlamentarne, w których sprowadzą opozycję do roli figowego listka. W efekcie koalicja będzie mogła wprowadzać nam dalej europejski standardy. I ceny. W pozorach wyborczej demokracji.

I w tym miejscu wyobrażam sobie uśmiechy tych czytelników, którzy doczytali ten tekst do końca. Muszyński oszalał. Oferuje nam tu jakieś political fiction. Poproszę jednak czytelników, by się zastanowili, aby na pewno przesadzam? Czy jeszcze rok temu ktoś pomyślał, że rząd będzie przejmować szturmem TVP? Czy ktoś pomyślał, że Prokuratora Krajowego wyrzucą z posady na podstawie kretyńskich ekspertyz, a wyroki Sądu Najwyższego niektórzy członkowie PKW będą traktować jak resteuracyjne menu i wybierać sobie do wykonania te, które im pasują? Czy Sejm będzie mógł zabierać budżet niektórym organom państwa bo mu się nie podoba ich skład? Doskonale pamiętam rok 2016. Kiedy w budżecie TK zabrakło środków dla sędziów stanie spoczynku, Prezes Rzepliński na różne sposoby usiłował dotrzeć w tej kwestii do Jarosława Kaczyńskiego. I dotarł. Premier Szydło uzupełniła budżet TK z rezerwy budżetowej pozostającej w jej dyspozycji. Kiedy ówczesnemu szefowi Kancelarii TK, w projekcie ustawy obniżono rangę do pozycji podsekretarza stanu, znów starano się wpłynąć na PiS. I te „prawicowe potwory”, którymi posłowie PO straszą dziś dzieci, zgodziły się na zmianę i wpisanie rangi sekretarza stanu. A chodziło tak naprawdę tylko o ambicje i kasę. Cóż, kiedyś wojny polityczne były cywilizowane. Dziś standardy zastąpiła nienawiść i zaślepienie. Dlatego w polskich realiach wszystko jest możliwe.

I czas na puentę. Będzie ona smutna, ale na szczęście dla Marszałka Hołowni. Polakom żadna zmiana ustawy nie jest teraz potrzebna. Niedopuszczenie elekta do złożenia przysięgi pod pretekstem jakiś wyroków europejskich trybunałów jest nierealne. Byłoby przegięciem na skalę światową. Zamachem stanu rodem z Ameryki Południowej. Tego nikt by światu nie wytłumaczył.

Dlatego nie sądzę, by prezydent i opozycja dały się nabrać na te podchody rządzących. Nawet jeśli marszałek próbuje rozgrywać to w białych rękawiczkach. Na domykanie systemu będzie musiał jeszcze trochę poczekać.

Mariusz Muszyński, prof. na Wydziale Prawa i Administracji UKSW

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także