Na nagraniu dostępnym na YouTubie Urban opowiada, że następnego dnia po wprowadzeniu stanu wojennego, otrzymał "bardzo wyczerpującą pracę".
– Doznałem kontuzji ręki, nie mogłem prawą ręką ruszać. Nie dlatego, żeby ona tak się rwała do bicia „Solidarności”, tylko dlatego, że musiałem podpisać10 tysięcy kart identyfikacyjnych dla dziennikarzy – relacjonuje.
– Po tysiącu podpisów już mnie ręka bolała, także byłem kontuzjowany w stanie wojennym i uważam się za jego ofiarę – mówi Urban. Dalej przekonuje, że potem nie musiał już pracować fizycznie, tylko "prowadził konferencje prasowe objaśniające, jak dobry jest stan wojenny i jak dobre przynosi skutki".
Poproszony o ocenę decyzji o wprowadzeniu stanu wojenny, odpowiedział: – Zdecydowanie konieczny. Bałem się nie tego, że wkroczą Rosjanie, tylko tego, że zacznie się wojna domowa pod byle pretekstem i że mocarstwa zachodnie poproszą Związek Radziecki o zrobienie porządku w Polsce.
Występ Urbana ostro skrytykował Leszek Żebrowski. "Zamiast rozliczeń mamy kpiny i szyderstwa z ofiar, w tym śmiertelnych" – napisał publicysta na Twitterze.