Przyznająca literackie Noble Akademia Szwedzka, honorująca z sobie tylko znanych powodów kilkunastu najzupełniej przypadkowych autorów, co pewien czas się mityguje i dla odmiany wyróżnia kogoś naprawdę znanego, czytanego na całym
świecie, zresztą od lat obecnego na liście „żelaznych” kandydatów. Tak np. doczekał się swojego Nobla w 2010 r. Mario Vargas Llosa. Czy obdarowując w tym roku Noblem Boba Dylana, skandynawscy akademicy podążyli tym samym tropem? Pod wieloma względami jest to wybór rewolucyjny, po raz pierwszy bowiem nagrodzono pieśniarza, barda, ikonę popkultury, 75-letniego faceta, który w show-biznesie przez pół wieku zarobił wprawdzie nie tyle co Paul McCartney, ale wystarczająco dużo, by miliona dolarów z noblowskiej kasy nawet nie zauważyć na wyciągu z konta. Mam zresztą nadzieję, że pieniądze od razu przeznaczy na jakiś, oby sensowny, cel charytatywny, bo przypomnę w tym miejscu, iż literacki Nobel honorować ma osoby, które tworzą dzieła „najbardziej wyróżniające się w kierunku idealistycznym”. (...)
W Polsce gościliśmy go trzy razy; byłem na jego koncercie w Stodole w 2008 r., ale wcześniej widziałem go w… sycylijskiej Taorminie, w greckim teatrze prezentował się niebywale. Nie ukrywam: dla mnie to żywa legenda, a jednocześnie ktoś bliski dzięki takim
utworom jak: „Knockin’ On Heaven’s Door”, „All Along The Watchtower”, „Political World”. Bez muzyki tracą one wiele – to oczywiste, ale znają je na pamięć miliony. I dzięki takim pieśniom obcują z tym, co mądre i – niekiedy – piękne. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.