Piotr Staruchowicz, znany jako „Staruch”, prywatny więzień Donalda Tuska, po ośmiu miesiącach odsiadki został w końcu tymczasowo zwolniony z aresztu. Widać warszawski sędzia się zacukał, że granda przekracza wszelkie granice. By jednak nie pomyślał ktoś sobie, że mieli rację ci, którzy bezzasadność aresztowania wskazywali od pierwszej chwili, przyłupał „kibolowi” kaucję w wysokości słownie osiemdziesięciu tysięcy złotych. Niemal w tym samym dniu inny sąd, w Gdańsku, zwolnił z aresztu dopiero co zatrzymanych, po roku poszukiwań, sprawców zakatowania na śmierć przypadkowego człowieka pod dyskoteką. Ten czyn wycenił wysoki sąd na skromne trzydzieści tysięcy od bandziora, w sumie sześćdziesiąt. Sądy w trójmiejskiej tuskolandii nie od dziś słyną z cudów, ale w końcu co się czepiać. Ci faceci przecież nie nosili obraźliwych dla władzy transparentów, oni tylko skopali frajera na śmierć, bo się im nie spodobał. Dziwię się, że czołowi komentatorzy przećwiczonym sznytem nie wzięli ich jeszcze w obronę, że frajer sam sobie winien, bo po co łaził tam, gdzie można w łeb dostać? Jak ktoś się pcha po nocy pod dyskotekę, to nie powinien potem mieć pretensji
Słabość oskarżeń przeciwko „Staruchowi” raczyli w końcu zauważyć nawet wodzireje rządowego pijaru, przy czym mistrzostwo osiągnęła tu Monika Olejnik. Gwiazda TVN, Radia Zet i prasy kobiecej, posiadaczka 500 par butów i poglądów „normalnych, europejskich”, wyraziła zaniepokojenie, że długotrwałe przetrzymywanie w areszcie Piotra Staruchowicza pod ewidentnie sfabrykowanymi i kilkakrotnie zmienianymi zarzutami „przypomina praktyki IV Rzeczpospolitej”.
Pewnie nie warto w tym wypadku tracić czasu na poważną dyskusję, ale gdyby była taka możliwość, chętnie bym zapytał Monikę Olejnik o jeden − niechby tylko jeden − przykład podobnego nadużycia władzy w czasie rządów PiS, bo rozumiem, że te dwa lata nazywa ona „IV Rzeczpospolitą”. Ale takiego, które naprawdę miało miejsce, a nie było tylko prasową insynuacją. A może pani redaktor raczyła przespać wyrok w sprawie Sawickiej? Może nie zauważyła kilkudziesięciu umorzeń rozmaitych mniemanych „afer”, „nadużyć” i „nacisków”, otrąbionych przez „Wyborczą” i inne ośrodki antypisowskie propagandy bez żadnych realnych podstaw? Może nie czytała ani raportu komisji Czumy, ani nawet raportu Kalisza, którego treść ma się nijak do gołosłownie głoszonych przez tego ostatniego oskarżeń o „stworzenie atmosfery”? Może nie wie o wyroku na byłego posła Henryka Dyrdę, którym sąd pośrednio potwierdził zasadność nakazu aresztowania Barbary Blidy, skazując posła na podstawie dokładnie tego samego materiału dowodowego, który obciążał także byłą minister?
Ciekawe, czy pani redaktor naprawdę padło na mózg i wierzy w wypisywane głupstwa, czy też w kręgach popleczników władzy do tego stopnia wróciły już obyczaje z czasów, gdy rządziła poprzednia monopartia? Wtedy gdy ktoś chciał skrytykować jakieś „bolączki” czy niedomagania niższego aparatu partyjnego, oczywiście wynikające jedynie z „woluntaryzmu” i innych wypaczeń, sięgał po frazę „to przypomina faszystowskie praktyki sanacji”, względnie „amerykańskiego imperializmu”. O, bo ja wiem przecież, że u nas, w socjalizmie, pod rządami partii robotniczej, takie rzeczy się zdarzać mogą tylko jako relikty haniebnej, potępionej przeszłości! Żeby kto przypadkiem nie miał wątpliwości, że to krytyka z pozycji słusznych, konstruktywnych, nie mająca nic wspólnego z lepem wrogiej propagandy na żołdzie wiadomych ośrodków.
Czekam, aż pani Olejnik albo inny gwiazdor dokona odkrycia, że za bezpodstawne aresztowanie Starucha też odpowiada Kaczyński, a odszkodowanie, które bez wątpienia przyzna mu za parę lat trybunał w Strasburgu, powinien wypłacić z własnej kieszeni Ziobro. Bo przecież ci prokuratorzy, którzy tak chcieli się przysłużyć Tuskowi, ukształtowani zostali w „dusznej atmosferze” rządów PiS. Bo nie byłaby do pomyślenia taka ich polityczna dyspozycyjność, gdyby nie mroczne praktyki kaczyzmu-ziobryzmu. No, na co pani redaktor czeka?
No, bo jak inaczej wyjaśnić to, co się dzieje w niektórych naszych sądach i prokuraturach niż demoralizacją spowodowaną przez dwuletnie rządy Kaczyńskiego, które zresztą, jak wiemy od wybitnych komentatorów, „rząd dusz” zachowuje nadal (nawet nad PO, jak pokazało fiasko legalizacji konkubinatów)? Przecież nie będziemy lustrować tych prokuratur i sądów, pytać, skąd się wzięły, kto nadawał ton w szkoleniu ich adeptów, kto ustalał hierarchię. No, już nie mówiąc o tym, kto ich rodził!
Skoro jesteśmy przy tym, proszę zobaczyć, jak w jeszcze zabawniejszą paranoję niż redaktor Olejnik popada tygodnik „Polityka”, de facto postulując, żeby hurtem uznać wszystkich wpływowych ludzi w III RP za sieroty. Nikt nie miał żadnych rodziców, nikt nie był przez nikogo w tym czy innym duchu wychowywany czy kształcony. Win po rodzicach się przecież nie dziedziczy, postuluje postkomunistyczny tygodnik, i niby trudno się nie zgodzić… Tylko męczy pytanie: skoro ci wszyscy ludzie nie mieli rodziców, to po kim odziedziczyli uprzywilejowaną pozycję?
Bo chyba autorzy „Polityki” nie będą próbowali nam wmówić, że ludzie znajdujący się dziś − jak to ujął wieszcz − „na narodu wierzchu” zawdzięczają to en masse swoim talentom i zdolnościom? Że biorąc ich alles cuzamen do kupy, nasze elity to „self made mani”? Nic ich przedstawicielom nigdy tatusiowie i mamusie nie załatwiali, nie mieli nic wspólnego z tym, że start dorosłość zaczynali oni w punkcie, do którego komu inny, najzdolniejszy nawet, ale nie spokrewniony, musiał długo i mozolnie dochodzić? Na litość, proszę sobie popatrzyć choćby na kariery w telewizji. Prezenterka może być głupią jak przysłowiowe kilo kitu, a prezenter się jąkać, gwiazda programu obniżać każdym swym pojawieniem się oglądalność o połowę, ale jak kto ma dobre pochodzenie, to miejsce na antenie gwarantujące popularkę i zarobki zawsze się znajdzie, choć pewnie co druga osoba z ulicy wywiązała by się z tej samej pracy równie dobrze, jeśli nie lepiej. A co niby, myśli ktoś, że w biznesie, administracji, w światku nauki czy kultury to było i jest inaczej?
I teraz − patrzcie państwo: tyle dostawszy od mamuś i tatusiów, elity III RP nagle się od nich odcinają! Wszyscy się okazują honorowymi sierotami. Po prostu same homunkulusy, taka ich mać, to znaczy, właśnie, hańba temu, ktoś ich ośmiela o mać pytać, o tatusiu nie wspominając… Doprawdy, trudno sobie wyobrazić czarniejszą niewdzięczność.