Teraz temat wrócił – na krótko, ale już w innym kontekście, bo prezydentem ponownie został Andrzej Duda. Mówiło się o współpracy w Sejmie oraz w samorządach. Po co taka współpraca PiS-owi, skoro nie do obalania weta? Motyw parlamentarny ma kilka uzasadnień. Po pierwsze – gdyby doszło do koalicji sejmowej, to można by się już było podzielić odpowiedzialnością. Dałoby się może PSL-owi jakieś dwa ministerstwa, ale całość rachunków rządu szła by już na konto koalicji. Po drugie – dałoby się zrobić wyłom w „totalności” opozycji, wyjść zza kordonu sanitarnego, jakim otoczono PiS. A – może – najważniejsza jest tu nie nowa koalicja, ale postraszenie wierzgających od czasu do czasu partnerów Zjednoczonej Prawicy, żeby zobaczyli, iż w razie czego są zastępowalni. Do tego wystarczą tylko „rozmowy”, nawet bez konsumpcji koalicji.
Aspekt samorządowy jest równie ciekawy. Z mapki sejmików wojewódzkich wychodzi, że gdyby się PSL „obrócił”, to Koalicji Obywatelskiej zostałoby tylko jedno województwo (Pomorskie, no może jeszcze Wielkopolskie). Byłby to dla niej dotkliwy cios, gdyż Platforma Obywatelska chce uchodzić za partię samorządową, zaś ostatnia „inicjatywa” Trzaskowskiego wybiera się właśnie tworzyć „partyjny ruch społeczny” na podstawie struktur samorządowych. Na koalicji z PiS na poziomie samorządowym PSL mógłby zyskać, bez straty województw gdzie współrządził z Koalicją Obywatelską a mógłby poszerzyć swą obecność o województwa gdzie rządzi PiS. W dodatku dałoby się coś zahandlować z PiS-em w powiatach i gminach. W ten sposób „partia rodzinna”, jaką w rzeczywistości jest PSL mogłaby odzyskać utracone powiatowe włości obsadzane małymi lokalnymi dynastiami. PiS by na tym nie stracił, bo pilnowałby PSL jako większościowy partner. W dodatku PiS ma i tak krótką ławkę, więc taki „outsourcing” by mu raczej nie zaszkodził. Pytanie czy na takie coś poszedłby Kosiniak-Kamysz, czy – gdyby nie poszedł – peeselowski aparat by się go nie pozbył. Zresztą w kwestii współpracy samorządowej może się ona odbyć i bez centrali, bo mogą się wyłamać poszczególne lokalne struktury, albo być podebrani pojedynczy ludzie.
W kwestii wyborów prezydenckich byliśmy o włos od zmiany politycznych biegunów w wykonaniu PSL. W trakcie targów o majowy termin wyborów prezydenckich opozycja trzymała w Senacie PiS w szachu przedłużając zajęcie się sprawą do dozwolonych prawem 30 dni, co czyniło utrzymanie terminu majowego logistycznie i organizacyjnie niemożliwym. (Stąd szarża w ciemno Sasina na pakiety wyborcze). Gdyby PSL się w Senacie znarowił, to razem z PiS-em mogliby załatwić w jeden dzień zajęcie stanowiska Senatu w sprawie utrzymania majowego terminu wyborów. Podobno rozmowy PiS-PSL na ten temat się odbyły. Do tej pory nie mogę się dowiedzieć czy PiS tego nie chciał czy PSL. Bo dla PSL wybory 10 maja to był super moment, bo mocnym kandydatem do drugiej tury był wtedy Kosiniak-Kamysz, zaś Kidawa miała prognozy na poziomie błędu statystycznego. I wtedy – po wyborach, i to nawet przegranej w II turze – Kosiniak wraz z PSL byliby liderami opozycji, zaś PO, czy KO by się już nigdy nie podniosło. Ale z drugiej strony PiS-owi taki układ by chyba nie pasował, bo Kosiniak w drugiej turze był groźniejszy niż ktokolwiek wystawiony przez „totalnych”. Poza tym – wygrana z Trzaskowskim utrwala ulubiony schemat prezesa: POPiS, czyli duopol z dobrze ostrzelanym przeciwnikiem, któremu przecież zawsze można otworzyć szufladę z jakimiś materiałami na któregoś ze Sławomirów N..
Nie wiem czy tak naprawdę rozmowy o współpracy PiS-PSL się odbywały i odbywają. Myślę, że PSL wie, że takie koalicje zużywają mniejszych i nie byłby do nich tak skory. Z drugiej strony ruch PiS-u na wydzielenie z Mazowsza dwóch województw jest wymierzony bezpośrednio we wrażliwy punkt latyfundiów PSL i może oznaczać, że propozycja współpracy jest już nieaktualna.
Jedno trzeba przyznać PiS-owi. Od 2015 roku konsekwentnie wypiera PSL ze wsi, zajmując jego miejsce. Jeszcze kolejne trzy lata tego stanu może PSL już kompletnie odciąć od swego dotąd żelaznego elektoratu. Z drugiej strony próba Kosiniaka-Kamysza uczynienia z PSL-u „półmiejskiej” partii środka właśnie poniosła porażkę. Przed „byłymi chłopami” trudne decyzje, w dodatku już nie w roli wiecznego obrotowego polskiej sceny politycznej. Walec POPiS-u jednak zmiażdży wszystko. Jest jak czarna dziura, która wciąga wszystko i unieruchomi jakikolwiek ruch na kostniejącej już do reszty scenie politycznej.
Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.
Czytaj też:
Komu zagraża ruch Hołowni? Te wyniki nie pozostawiają złudzeń
Czytaj też:
"Rz": Zgrzyty w Zjednoczonej Prawicy. "DGP": Szykuje się kadrowa "miotła"