Niebezpieczne tezy Ursuli von der Leyen
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Niebezpieczne tezy Ursuli von der Leyen

Dodano: 
Ursula von der Leyen
Ursula von der Leyen Źródło: PAP / PATRICK SEEGER
TAKI MAMY KLIMAT || Ursula von der Leyen zaprezentowała swoją wizję Europy. To Europa traktująca suwerenne państwa narodowe jako zbędne obciążenie. Dlatego właśnie szefowa KE mówi o głosowaniu większością kwalifikowaną, o unijnej płacy minimalnej, o wprowadzeniu standardów LGBT na terenie całej UE. Jej marzeniem jest wielkie, jednolite unijne imperium, w którym to brukselskie elity, decydują o losach Europy.

Pod natłokiem ostatnich wydarzeń na polskiej scenie politycznej jakoś bez echa przeszło niedawne wystąpienie przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. A szkoda, bo to chyba jej najważniejsze dotychczasowe przemówienie. Szczególnie ważne z polskiego punktu widzenia. Szefowa Komisji z jednej strony wprost wywołała Polskę do tablicy, z drugiej natomiast zarysowała szerszy plan rozwoju UE.

Jeżeli z jej wystąpienia odsączymy całe pustosłowie o jedności, sile i wytrwałości itd., to wyróżnić można trzy szczególnie istotne kwestie dla Polski: rewolucję obyczajową, kwestie ustrojowe oraz ochronę środowiska.

Tęczowy dyktat

Jeżeli z przemowy von der Leyen cokolwiek przebiło się do polskich mediów, to była to oczywiście kwestia LGBT oraz bezpośrednie obsztorcowanie Polski za jej „wolne strefy”. – Chcę postawić sprawę jasno. Strefy wolne od LGBT to strefy wolne od ludzkości, od wartości humanistycznych i nie ma dla nich miejsca w naszej Unii – grzmiała polityk.

Jednak oprócz pogrożenia palcem zbyt wiele z tego nie wynika. O wiele bardziej niepokojąco wyglądają zapowiedzi dotyczące regulacji, które mają bronić środowisk LGBT. Zgodnie z jej słowami już niedługo KE ma zaprezentować plan "na rzecz wzmocnienia praw osób LGBT".

Na czym ten plan ma dokładnie polegać, jeszcze nie wiadomo, jednak z jej wystąpienia możemy wyłowić dwa postulaty:

- doprowadzenie do tego, że „dzieci par jednopłciowych” będą uznawane na terenie całej Unii;

- walka z mową nienawiści (von der Leyen zapowiedziała rozszerzenie listy przestępstw na wszystkie formy przestępstw z nienawiści i mowy nienawiści).

O ile możemy się domyślać, że ten drugi punk oznacza po prostu wprowadzenie cenzury na każdy przejaw krytyki skierowany względem środowisk radykalnej lewicy, o tyle punkt pierwszy w istocie sprowadza się do pogwałcenia traktatów, na których ufundowano Unię, a które nie pozwalają Komisji na ingerowanie w ład prawny państw członkowskich i odgórne narzucanie np. definicji małżeństwa czy prawa adopcyjnego.

Gdyby Komisji udało się przeforsować takie prawo, to mielibyśmy prawdziwą rewolucję ustrojową w UE. Bo to nie dotyczyłoby tylko kwestii LGBT, one stanowiłyby jedynie pretekst do dalszego podważania suwerenności państw członkowskich. Skoro zrobiono by pierwszy krok, to wszelkie dalsze wyłomy byłyby już jedynie kwestią do negocjacji. Wiadomo przecież, że adopcja to byłby początek – równie dobrze KE może ustalać wysokość podatków, decydować o kwestii aborcji czy budżecie armii państw członkowskich. Dlaczego nie? Jeżeli utworzy się precedens, to każde kolejne nakazy będą już jedynie kwestią czasu.

Powtórzmy – zgoda na to, że KE decyduje o definicji małżeństwa czy prawa adopcyjnego w państwach członkowskich nie sprowadza się wyłącznie do sprawy LGBT. Stawką jest tutaj decyzyjność narodów europejskich.

Zapowiedź zmian

Warty uwagi był również fragment, który właściwie przeszedł bez żadnego echa, a który w przyszłości może mieć poważne reperkusje. Mniej więcej w połowie swojego wystąpienia von der Leyen stwierdziła, że Unia staje przed szeregiem wyzwań o charakterze globalnym. Jednym z nich jest walka o prawa człowieka dosłownie na całym świecie. Jednak, jak stwierdza sama polityk, Unia jest zbyt słaba, by podołać temu zadaniu:

„Co nas jednak powstrzymuje? Dlaczego nawet proste deklaracje o wartościach UE są opóźniane, tonowane lub wstrzymywane z innych powodów? Gdy państwa członkowskie twierdzą, że Unia działa zbyt wolno, odpowiadam im: śmiało! Dopuśćcie wreszcie do głosowania większością kwalifikowaną, przynajmniej w kwestiach praw człowieka i wdrażania sankcji”.

Z jednej strony mamy zarysowany wielki plan w postaci obrony praw człowieka na całym globie, z drugiej wskazanie kto jest winny porażkom Unii (suwerenne państwa narodowe, które stopują Brukselę), a z trzeciej natomiast von der Leyen ukazuje nam remedium – wprowadzenie głosowania większością kwalifikowaną.

Oczywiście żadnych konkretnych rozwiązań nie usłyszeliśmy. Ale szefowa KE wyraźnie zaznaczyła, że ma to dotyczyć CO NAJMNIEJ wdrażania sankcji (jak zgaduję również wobec państw członkowskich, które gwałcą „prawa człowieka”), a zatem jest to plan minimum, który w przyszłości ulegnie odpowiedniemu rozszerzeniu.

Zielono mi

W kwestii ochrony środowiska von der Leyen zapewniła, że nie spocznie w walce z globalnym ociepleniem, wskazując na potrzebę przyspieszenia z ideą „Zielonego ładu”. W tym celu zaproponowała zwiększenie celu redukcji emisji do 2030 r. z 40 proc. do co najmniej 55 proc.

Najbardziej znamienne jest jednak zdanie, które pada później. Otóż szefowa KE ocenia, że neutralność klimatyczna Europy to priorytet, a jeśli tylko „inni pójdą naszym śladem, razem będziemy w stanie utrzymać globalne ocieplenie na poziomie poniżej 1,5 °C”. Innymi słowy – Unia wie, że ta wielka, ogólnokontynentalna strategia nie będzie miała żadnego wpływu na klimat planety, jeżeli nie dołączą do niej Chiny i USA.

Von der Leyen zaznacza, że „Zielony Ład” to szeroki plan, którego nie można ograniczać do emisji. Dlatego szefowa KE opowiada o całym szeregu rozwiązań, które podejmie Unia – od kwestii żywności, przez ocieplanie budynków, po wylesienia. Jak podkreśla sama polityk – „zajmiemy się więc wszystkim”. I w to jedno nie wątpię. Ambicją Unii jest faktycznie zająć się „wszystkim”. Byle tylko suwerenne państwa miały jak najmniej do powiedzenia.

Dodajmy, że PE przyjął specjalną poprawkę, która zakłada obcięcie środków z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który przeznaczony będzie na wsparcie regionów uzależnionych od węgla w przejściu do tzw. zielonej gospodarki. Cięcie ma wynosić 50 proc. i będzie dotyczyć państw, które nie przyjmą krajowego celu neutralności klimatycznej do 2050 r. A zatem kolejne bezpośrednie uderzenie w Polskę.

Unia według von der Leyen

Z przemowy von der Leyen wyłania się obraz Unii, która ma zdobywać kolejne kompetencje i po cichu wkraczać w pole działań państw narodowych. Jest to całkowite pogwałcenie zasady subsydiarności, która winna być fundamentem każdego dobrze zorganizowanego bytu politycznego (zgodnie z tą zasadą każdy szczebel władzy realizuje jedynie te zadania, których nie jest w stanie wykonać szczebel poniższy, co gwarantuje samorządność, a ludziom ochronę przed wszechmocnym Lewiatanem).

Czy to w postaci napomknień o ogólnoeuropejskiej płacy minimalnej czy też sugestii dotyczących konieczności „dokończenia pokoleniowego projektu”, jakim jest euro, czy planów dot. Europejskiej Unii Zdrowotnej – Komisja chce, by UE przejmowała kolejne kompetencje. Unia ma się rozwijać, to narody mają się zwijać.

Kwestie uchwycone przez polskie media – praworządność i LGBT – stanowiły marginalną część wystąpienia von der Leyen, nie oznacza to jednak, że należy je bagatelizować.

Po pierwsze, ton w jakim było ujęte całe przemówienie, pokazywało ewidentnie, że szefowa KE widzi samą siebie w roli nauczycielki, która będzie egzaminować i oceniać uczniaków, jakimi są państwa członkowskie. O ile przez lata słyszeliśmy frazesy o dialogu, o dobru wspólnym itp., to akcenty w przemówieniu przewodniczącej Komisji zostały zupełnie inaczej rozłożone – to Komisja Europejska jest ostatecznym suwerenem w Europie, który będzie „wykrywał problemy i znajdował rozwiązania”.

Po drugie, nie można oceniać przemówienia von der Leyen w oderwaniu od szerszego obrazu. To jest jedynie wierzchołek góry lodowej, etap na długiej drodze, którą unijne elity (przy poklaskiwaniu pożytecznych idiotów z państw członkowskich) od lat podążają. Przecież to właśnie w ciągu ostatnich kilku dni Parlament Europejski przyjął rezolucję, która uderzała w Polskę właśnie na tle praworządności. Ciężko nie powiązać obu wydarzeń.

Zarówno rezolucja, jak i przemówienie von der Leyen nie mają bezpośrednich skutków politycznych czy prawnych, ale to kolejny krok, kolejna cegiełka, którą będzie można w przyszłości wykorzystać, przy obcinaniu funduszy europejskich.

Imperium unijne

Kilka miesięcy temu napisałem, że podstawowy podział polityczny przebiegający w dzisiejszej Polsce nie dotyczy linii prawica-lewica, tylko zwolenników Unii oraz państwa narodowego – unijczyków i „tutejszych”. Podobny podział biegnie, z różnym nasileniem, przez całą Europę, a przemówienie von der Leyen tylko to potwierdza.

Szefowej Komisji Europejskiej marzy się jednolite prawnie i światopoglądowo, scentralizowane imperium europejskie. I nie ma co ukrywać – nie jest sama. To marzenie wydaje się łączyć znaczną część unijnych elit. Von der Leyen w swoim przemówieniu przypominała, że „różnorodność jest istotą człowieczeństwa”, ale w rzeczywistości ona sama jest zadeklarowaną przeciwniczką wszelkiej różnorodności. Unia ma być całościowo zrównana pod wytyczony wzorzec. Wszystko co będzie wystawać ponad, jest do przycięcia.

Elity unijne nic nie zrozumiały z kazusu Wielkiej Brytanii, która pod wpływem zaciskania pętli po prostu zdecydowała się opuścić Unię. Jedyną receptą jaką dysponują „unijczycy” na kryzys UE jest… jeszcze więcej Unii.

Swoją drogą, skoro już jesteśmy przy Wielkiej Brytanii, to trzeba przyznać, że von der Leyen powołująca się na autorytet Margaret Thatcher w swoim federacyjno-centralistycznym wystąpieniu wykazała się wprost niespotykanym wyrachowaniem.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Piątka dla Konfederacji
Czytaj też:
Polska wymiera

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także