Unijni liderzy osiągnęli porozumienie w sprawie nowego budżetu UE na lata 2021–2027 i funduszu odbudowy. Według premiera Mateusza Morawieckiego, Polska może liczyć na 770 mld zł. Polska i Węgry początkowo groziły zawetowaniem budżetu, sprzeciwiając się mechanizmowi "pieniądze za praworządność".
Paweł Lisicki przyznał, że jego konkluzje po ustaleniach szczytu są mieszane.
– W dyskusji, czy jest to wielki sukces czy katastrofalna porażka, skłaniałbym się ku tezie, że mimo wszystko, to była porażka. Podstawowy cel, jaki postawiła sobie Polska, polegał na tym, aby nie łączyć wypłaty funduszy europejskich z tak zwanym przestrzeganiem praworządności i żeby nie zgodzić się na przyjęty podczas tego szczytu Unii mechanizm "pieniądze za praworządność" – powiedział Paweł Lisicki.
Redaktor naczelny "Do Rzeczy" określił ten mechanizm jako "skrajnie niebezpieczny". W dłuższej perspektywie może on prowadzić do ograniczenia suwerenności Polski.
– W skutek jego wprowadzenia Komisja Europejska może wprowadzać sankcje przeciwko państwom członkowskim powołując się na to, że w tych państwach nie jest przestrzegana zasada praworządności i w związku z tym wstrzymywać im wypłaty funduszy. Łatwo zauważyć, że w tej sytuacji konstruowanie budżetu, prowadzenie normalnej polityki staje się skrajnie utrudnione – ocenił Lisicki.
Publicysta zaznacza, że choć zasada praworządności ma się odnosić tylko do kwestii pieniędzy unijnych pochodzących funduszy i celów, jakie są z nimi powiązane, to jednak praktyka pokazuje, że "tam gdzie Komisja Europejska tylko może, poszerza swoje kompetencje, wykorzystuje luki prawne i zaczyna używać takich instrumentów do poszerzenia swojej władzy".
– W tej sytuacji godzenie się na co najmniej niejasny mechanizm osłabia pozycję polskie państwa. Żałuję, że Polska nie skorzystała z możliwości weta w lipcu. Teraz skorzystanie z tego weta było znacznie trudniejsze niż wcześniej – powiedział redaktor naczelny "Do Rzeczy".
Lisicki skrytykował również propagandę sukcesu po szczycie Unii.
– Dobrze, że konkluzje są. Problem z nimi polega na tym, że wbrew temu, co mówił premier Morawiecki, one nie są źródłem prawa. Jest to wyraz woli politycznej tych, którzy się umówili. Dobrze, że taki wyraz woli jest. To jest w jakiejś mierze sukces naszych negocjatorów. Ale nie możemy mydlić ludziom oczu i opowiadać, że to jest wiążące i nie mamy się czym przejmować. Mamy się czym przejmować, tym bardziej, że Polska już zapowiedziała, że zamierza zaskarżyć do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozporządzanie wiążące pieniądze z praworządnością – powiedział Lisicki.
Czytaj też:
"98. rocznica tragedii, na której lewicowo-liberalne hieny żerują do dziś". Ziemkiewicz o śmierci NarutowiczaCzytaj też:
PAN wydała stanowisko ws. szczepionki na koronawirusa