Koniec Ameryki jaką znamy. Problemy zaczną się po odejściu Trumpa
  • Tomasz RowińskiAutor:Tomasz Rowiński

Koniec Ameryki jaką znamy. Problemy zaczną się po odejściu Trumpa

Dodano: 
Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się na teren Kapitolu
Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się na teren Kapitolu Źródło: PAP/EPA / JIM LO SCALZO
Lektura różnych komentarzy, jakie w polskich mediach można przeczytać na temat sytuacji w Stanach Zjednoczonych powoduje znużenie. Ich jednostajność wskazuje czytelnikowi, że albo powstają one mechanicznie, bezrefleksyjnie, albo uwarunkowane są w jakiś boleśnie upraszczający sposób naszą lokalną perspektywą.

Jeśli chodzi o ten drugi przypadek, to znaczy, że znów trzeba wrócić do punktu o bezrefleksyjności. Ów marazm skłonił mnie by przypomnieć czytelnikom, że warto wystawić nos poza Internet. Sam sięgnąłem po książkę Marka Lilli "Koniec liberalizmu jaki znamy".

Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa powinien tam znaleźć prymusowskie okładanie Donalda Trumpa. Mark Lilla jest przecież progresywnym liberałem, czyli - przekładając rzecz na europejskie pojęcia - trochę takim socjaldemokratą. Jednak uważa on, że Trump to bardziej twór złej polityki Partii Demokratycznej, niż dysfunkcji i degeneracji w Partii Republikańskiej, którą Trump również wyrolował rozbijając w nieprzyzwoity bank poparcia w czasie prawyborów. Zdaniem Lilli po Trumpie przyjdą kolejni podobni politycy, jeśli Partia Demokratyczna (ale prawdę mówiąc i Republikanie) nie zmienią się. Partia Demokratyczna poza pakietem socjalnym i medycznym - to sprawy w USA ogromnie ważne - ofiarowuje Amerykanom tylko kolejne odsłony coraz bardziej radykalnej polityki tożsamości skupiając swoją polityczną narrację na kolejnych marginalnych mniejszościach.

Słowem: Partia Demokratyczna zdaniem Lilli od lat nie prowadzi polityki narodowej, ale politykę wzmacniania, a co za tym idzie, także antagonizowania mniejszościowych tożsamości, które przestają tworzyć jeden naród, przestają być zainteresowane czymkolwiek poza partykularną walka o uznanie. Jednocześnie bez tego narodu nie mogłyby istnieć.

Co ciekawe już w 2016 roku, gdy Lilla pisał swoją książeczkę uważał ruch BLM za przykład najgorszego raka będącego efektem retoryki Demokratów, który nie rozwiąże problemów tylko posłuży eskalacji podziałów.

Lilla i Trump znajdują się antypodach amerykańskiej polityki. Trump okazał się politykiem konsekwentnie i realnie wspierającym ochronę życia nienarodzonego. Dla Marka Lilli - i widać to w jego książce - aborcja także jest pierwszorzędnym problemem. To znaczy powinna być dostępna na każdym centymetrze kwadratowym USA, a może i całego świata bez żadnych ograniczeń. Mylą się ci, którzy uważają, że w polityce amerykańskiej kwestia mordu prenatalnego jest sprawą dziesiątego rzędu. Nie miejmy złudzeń, dla Partii Demokratycznej aborcja to jeden z priorytetów polityki zdrowia publicznego. Tym bardziej uwagi Lilli ważnego progresywnego (w tym sensie, że są mu bliskie idee kolejnych odsłon Partii Postępowej) insidera polityki demokratycznej, idące w poprzek schematycznym opiniom, są warte zauważenia.

Dodajmy, że Mark Lilla szczerze nie znosi Donalda Trumpa i bardzo nieudolnie to ukrywa w swojej książce. A jednak jest bardziej refleksyjny od polskich krytyków republikańskiego prezydenta zamykających oczy na problemy społeczne będące powodem trwających niepokojów. Zadowalanie się narracją mówiącą, że ukaranie kozła ofiarnego przez usunięcie go Facebooka rozwiąże wszystkie trudności jest naiwnością.

Nie zdziwię się, jeśli Partia Demokratyczna wcale się nie zmieni, jakby chciał Lilla, a prawdziwe problemy Amerykanów dopiero się zaczną razem nową falą konfliktów pomiędzy coraz większą liczbą grup tożsamościowych nieświadomych, że komfort wojowania zawdzięczają trwaniu jednego kraju i jednego narodu.

Czytaj też:
Szokująca decyzja prezydenta USA. Chodzi o inaugurację Joe Bidena

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także