Może to sąsiedztwo wakacyjnych lektur sprawiło, że czytając w letni czas nową książkę Pawła Rojka „Awangardowy konserwatyzm”, wyobrażałem sobie skan mózgu, który generując coraz to nowe hipotezy porządkujące świat, wytwarza impulsy zaspokajające różne obszary swego terytorium. Wakacyjne lektury! No tak, odprawiane leniwie, na rozsłonecznionym tarasie, bez konieczności wartościowania swoich wrażeń, robienia notatek, czynione dla czystej ciekawości, czasem bez jakiejś porządkującej idei… I przecież „Prawy umysł” Jonathana Haidta, opowiadający o różnicach we wrażliwości liberałów i republikanów, czy internetowe rewelacje o badaniach neurobiologów na temat różnic w ukształtowaniu umysłów zwolenników obu stron podzielonej Ameryki, powodowały, że non stop stawał mi przed oczyma obraz mózgu i pytanie, które to ośrodki w czaszce stymulowane są przez intelektualne czynności, jakim oddaje się Rojek.
„Awangardowy konserwatyzm” – kontradyktoryjny tytuł książki mówi dużo o dwóch przeciwstawnych tendencjach, które leżą u podstaw publicystyki Rojka.
Z jednej strony, jest w niej gest porządkowania, czynienia ładu, co wyraża się nie tylko w odwoływaniu do wartości konserwatywnych: silnego państwa, poszanowania moralności w przestrzeni publicznej, dominującej roli Kościoła i tradycji, ale też w przejrzystości wykładu, chęci rozjaśniania wywodu, prezentowania klarownych modeli. Tak przecież czyni Rojek w opowieści o zawikłanej historii mesjanizmu, przywołując subtelne dystynkcje w różnych nurtach zwolenników intronizacji Chrystusa.
Z drugiej strony musi – myślałem sobie – istnieć w mózgu Rojka jakieś pole, które żąda zaspokojenia gestem niszczycielskim, anarchistycznym, burzącym zastany ład, rebelianckim.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.