Gociek: Disney nie jest jedyny. Z seriali w imię poprawności usuwa się całe odcinki

Gociek: Disney nie jest jedyny. Z seriali w imię poprawności usuwa się całe odcinki

Dodano: 
Piotr Gociek podczas gali "Strażnik Pamięci"
Piotr Gociek podczas gali "Strażnik Pamięci" Źródło: DoRzeczy.pl
Serwis Netflix, który w Polsce udostępnia poszczególne sezony słynnej kreskówki „South Park”, nie zdecydował się na udostępnienie kompletu odcinków, tylko wybrał zdecydowanie mniejszą część i zdecydowanie mniej zabawną, bo też mniej szyderczą. A twórcy „South Parku” atakowali zarówno hipokryzję prawicy, jak i szaleństwo na punkcie poprawności politycznej lewicy – mówi portalowi DoRzeczy.pl Piotr Gociek, publicysta „Do Rzeczy”.

„Księga dżungli”, „Zakochany kundel”, „Piotruś Pan” czy „Dumbo” – to filmy, których najmłodsi nie będą już mogli samodzielnie obejrzeć w serwisie streamingowym Disneya. Produkcje te nie znikają całkowicie, ale dostęp do nich będzie ograniczony dla osób dorosłych. Będą też opatrzone komunikatem o „szkodliwych skutkach” stereotypów oraz o potrzebie dyskusji, aby „razem uczynić przyszłość jeszcze bardziej inkluzywną”. Jak Pan to ocenia?

Piotr Gociek: To jest praktyka, którą realizuje nie tylko Disney. Użytkownicy dużych serwisów streamingowych jak Amazon, czy Netflix, już w ubiegłym roku odkryli, że z niektórych seriali usunięto poszczególne odcinki, które po latach uznano za obraźliwe, niepoprawne. Dlatego czasem nie zgadza się kolejność, albo liczba odcinków, które powinny być. Serwis Netflix, który w Polsce udostępnia poszczególne sezony słynnej kreskówki „South Park”, nie zdecydował się na udostępnienie kompletu odcinków, tylko wybrał zdecydowanie mniejszą część i zdecydowanie mniej zabawną, bo też mniej szyderczą. A twórcy „South Parku” atakowali zarówno hipokryzję prawicy, jak i szaleństwo na punkcie poprawności politycznej lewicy. Widać, że to jest dużo szersze zjawisko.

Problem politycznej poprawności istnieje od lat, jednak teraz widać, że poszło to chyba dalej niż wszyscy przypuszczali?

Myśmy się obawiali kilka lat temu, że ta cenzura cyfrowa w filmach będzie wyglądała tak, jak wtedy, gdy lobby antytytoniowe zaczęło się domagać usunięcia z kopii starych filmów papierosów, które palą aktorzy. To była najdrobniejsza z tych historii, które mogły się wydarzyć. W tej chwili nastąpiła taka symbioza politycznej poprawności razem z „cancel culture”, czyli z pisaniem na nowo historii, usuwaniem z niej pewnych elementów, usuwaniem pewnych elementów z kultury. Wszystko pod całkowicie fałszywym pretekstem.

To znaczy?

Mówi się nam, że mamy to, co kiedyś powstało, oceniać wedle dzisiejszych standardów, a przecież powinniśmy oceniać według tamtejszych standardów z czasów, gdy dzieła te powstawały.

Czytaj też:
Stankiewicz: Może przestraszono się filmu, bo nie ośmiesza tematu Smoleńska?

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także