Jan Hlebowicz: W „Regionówce” waszymi bezpośrednimi przełożonymi byli Maciej Łopiński i Andrzej Liberadzki. Nie przeszkadzało wam, młodym, niepokornym, gniewnym, że Łopiński i inni dziennikarze z jego pokolenia jeszcze kilka lat wcześniej należeli do PZPR?
Piotr Semka: Cezurą był 13 grudnia 1981 r. Jeżeli ktoś przed tą datą był w partii, dla wszystkich było jasne, że nie jest to powód do dumy. Jednocześnie przynależność partyjna nie dyskredytowała. Liczyło się to, jak dany człowiek zachował się po wprowadzeniu stanu wojennego. Odwagą było rzucenie legitymacją partyjną w obliczu zamordyzmu zaserwowanego przez pana w przyciemnianych okularach. Znałem wiele osób, które po Sierpniu ’80 z gorliwych piewców PRL i PZPR zamieniały się w równie gorących orędowników Solidarności po to, by w stanie wojennym znowu stać się aktywistami partyjnymi. Łopiński i Liberadzki poszli inną drogą. Ich decyzja o wystąpieniu z partii była nierozerwalna i konsekwentna. To budziło nasz szacunek.