– To jest ogromny problem – powiedział w programie "Tłit" WP Jarosław Gowin, odpowiadając na pytanie, czy rosnące ceny energii mogą pogrążyć rząd.
– Chociaż jestem w tej chwili politykiem opozycji, proszę nie oczekiwać ode mnie cienia satysfakcji. Uważam, że konieczne są tutaj bardzo szybkie działania i wreszcie decyzje dotyczące energetyki jądrowej – stwierdził szef partii Porozumienie. Ocenił, że można spodziewać się nawet ponad 20-proc. wzrostu cen energii. – On się musi przełożyć na wzrost cen innych produktów, więc ta drożyzna, która już jest na bardzo wysokim poziomie, stanie się jeszcze bardziej dotkliwa – mówił były minister rozwoju.
Podwyżki opłat za prąd mogą być gigantyczne. Pierwsza spółka ujawniła plany
Podwyżki cen za prąd wydają się być nieuniknione. Analitycy spodziewają się wzrostu cen także dla odbiorców indywidualnych. Spółki energetyczny rozpoczynają przygotowania do negocjacji z URE w sprawie zmian w taryfach. Wniosek w tej sprawie przygotowuje już Tauron. Z kolei Enea stworzyła i zaprezentowała już stosowny dokument. Wynika z niego, że firma będzie wnioskować o podwyżkę cen za prąd rządu 40 proc., co po przeliczeniu oznaczałoby realną podwyżkę rachunków Polaków o 20 proc.
Gaz również w górę
Prezes Urząd Regulacji Energetyki na wniosek PGNiG zatwierdził w czwartek trzecią w tym roku zmianę taryfy tej spółki.
W kwietniu gaz podrożał o 5,6 proc, a w sierpniu wzrosły o 12,4 proc. Teraz prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził kolejną podwyżkę. Ceny mają wzrosnąć od października o 7,4 proc.
Z szacunków URE wynika, że dla statystycznego odbiorcy zużywającego gaz jedynie do przygotowania posiłków, płatność za gaz będzie wyższa o 3,36 proc., co oznacza kwotowy wzrost o 0,72 zł miesięcznie. Dla odbiorców z grupy taryfowej W-2.1 – zużywających większe ilości gazu, np. do podgrzewania wody – płatność wrośnie o 4,63 proc., tj. o 4,48 zł miesięcznie – informuje RMF FM.
Czytaj też:
Dulkiewicz: Pamięć o bohaterskich obrońcach Westerplatte nie należy do jednej opcji politycznejCzytaj też:
Trzaskowski: Węgry to nie Orban, a Polska to nie Kaczyński