Mieszkańcy Zachodu przywykli wierzyć w to, co usłyszą w telewizji albo przeczytają w gazecie. Ta wiara od dziesięcioleci stanowiła dla tamtejszych społeczeństw jedną z podstaw poczucia bezpieczeństwa, w jakim żyły: cokolwiek się stanie, będziemy o tym bezstronnie poinformowani i ostatecznie to my na podstawie danej nam wiedzy określimy swoje zdanie oraz wybierzemy tego z polityków, który zaproponuje najlepsze rozwiązanie. Oczywiście do przeciętnego Amerykanina, Francuza czy Niemca od dawna docierały coraz silniejsze utyskiwania na tę czy inną stację albo gazetę, oskarżenia o stronniczość czy nawet obliczone na wsparcie konkretnych partii manipulacje. Niemniej wciąż trwała wiara, że system jako taki działa i ciągle umożliwia wyborcom kontrolę nad władzą. (...)
Na całym świecie następuje ten sam proces, który w Polsce mogliśmy obserwować na przykładzie „Gazety Wyborczej”. Czy w swojej świetności gazeta Adama Michnika miała jakąś polityczną linię? Tak, co dla krytycznego obserwatora było oczywiste. Jednak dla jej przeciętnego czytelnika – wręcz przeciwnie. Gazeta wykreowała się na byt ponadpolityczny, owszem, mający swą misję, ale polegającą na krzewieniu wartości humanistycznych, na „opowiadaniu się po stronie wolności, demokracji”, czyli po prostu – po stronie szeroko rozumianego dobra przeciwko złu. Skuteczne ukrywanie zaangażowania w budowę bardzo konkretnego politycznego projektu stanowiło podstawę siły oddziaływania całego konglomeratu sprzymierzonych z nią i współrezonujących mediów, które swą propagandę przedstawiały jako spojrzenie bezstronne i zdroworozsądkowe, a siebie jako reprezentatywne dla „ludzi wykształconych i na pewnym poziomie”. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.