Sprawa ciągnęła się blisko cztery lata. A dotyczyła wpisu, jaki Hanna Lis zamieściła w mediach społecznościowych. Nazwała w nim ówczesnego dziennikarza "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" Macieja Marosza "bandytą" i "specem od brudnej roboty". Dziennikarz pozwał ją za naruszenie dóbr osobistych i sprawa znalazła swój finał w sądzie.
Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Pierwszy wyrok jaki zapadł w tej sprawie przyznał rację Maroszowi. Zgodnie z wyrokiem, Hanna Lis miała przeprosić dziennikarza. Sąd oddalił jednak roszczenia finansowe. Od tego rozstrzygnięcia obie strony sporu złożyły apelację.
"Dzisiaj w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie zapadł prawomocny wyrok. Korzystny dla Macieja Marosza" – informuje portal Niezalezna.pl. Pełnomocnik dziennikarza mecenas Sławomir Sawicki przekazał w rozmowie z serwisem, że sąd oddalił apelację strony pozwanej, czyli Hanny Lis, która domagała się, aby oddalić całe powództwo. – Z kolei uznał apelację strony powodowej, czyli Macieja Marosza, który domagał się 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Przyznano 5 tysięcy złotych – dodał.
Jak wyjaśnił, wskazano iż Lis nie wykazała w żaden sposób uchybienia przez Marosza standardom dziennikarskim, co mogłoby w jakiś sposób usprawiedliwiać treść jej wpisu. – Sąd przyjął, że w ramach odpowiedzialności za słowa musi być przyznane zadośćuczynienie choćby w symbolicznym wymiarze – poinformował mecenas Sawicki.
Ostatecznie Hanna Lis została zobowiązana do zamieszczenia na swoim profilu twitterowym przeprosin, której mają być widoczne przez siedem dni.
Czytaj też:
Nazwał uczestniczki Czarnego protestu "feminazistkami". Jest wyrok ws. Marcina RoliCzytaj też:
Hołownia odpowiada na zaczepki Lisa. Poszło o TVNCzytaj też:
"Że jak czytasz książki to jest prestiż" . Kuriozalne wypowiedzi lewicowej aktywistki