Czy Bóg żyje w Holandii? Wywiad rzeka z kard. Willem Eijkiem
Artykuł sponsorowany

Czy Bóg żyje w Holandii? Wywiad rzeka z kard. Willem Eijkiem

Dodano: 
Okładka „Bóg żyje w Holandii”
Okładka „Bóg żyje w Holandii” 
Czy jest możliwe, aby w państwie, w którym dozwolona jest eutanazja, zalegalizowane są narkotyki, gdzie promuje się skrajnie indywidualistyczną kulturę, a każdego dnia zamykanych jest kilka kościołów, mogła odnowić się żywa wiara?

Kardynał Willem J. Eijk jest prawdziwym świadkiem Chrystusa. Wierny Tradycji i Ewangelii, codziennie walczy o Prawdę i o Boga. Mimo fali hejtu i wielkiej presji, nie boi się sprzeciwiać kulturze śmierci i indywidualizmu. W wywiadzie przeprowadzonym przez włoskiego dziennikarza poznajemy kulisy upadku Kościoła w Holandii oraz historię walki kardynała o to, by wytrwać w opozycji do świata. Ten głos to ostrzeżenie dla nas – chrześcijan w Polsce, ponieważ także my będziemy musieli przeciwstawić się nadciągającej fali sekularyzacji i ateizacji.

Zobacz fragment książki "Bóg żyje w Holandii". Książka została objęta patronatem „Do Rzeczy”.

Andrea Galli: Holandia była pierwszym krajem w Europie, który doświadczył rewolucji bioetycznej. Jak ksiądz kardynał ją przeżył, jako katolik i jako lekarz?

Kard. Willem Jacobus Eijk: Rewolucja bioetyczna w Holandii rozpoczęła się w 1969 roku wraz z publikacją książki Medische macht en medische ethiek [Siła medycyny i etyka lekarska – przyp. tłum.] Jana Hendrika van der Berga, profesora psychiatrii na Uniwersytecie w Lejdzie, który propagował uśmiercanie dzieci urodzonych z poważnymi wadami rozwojowymi, szczególnie deformacją kończyn, spowodowanymi przez talidomid – znany też pod nazwami handlowymi Immunoprin, Contergan czy Softenon – preparat rozpowszechniony pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych, przyjmowany przez kobiety w ciąży jako lek przeciw mdłościom.

Chociaż Van der Berg pisał o działaniu, które nie zakładało prośby zainteresowanego podmiotu, jego książka wywołała zagorzałą dyskusję również na temat możliwości wypełnienia prośby o śmierć osoby świadomej. Największe wrażenie wywiera fakt, iż działo się to pod koniec lat sześćdziesiątych, lecz w debacie było ewidentne, że idea wartości ludzkiego życia niezależnie od jego stanu już upadła: wszystko kręciło się wokół kwestii akceptacji życia w cierpieniu bądź jego nieakceptacji„ jednym słowem była to już kwestia etyki autonomicznej.

Dlaczego do tego gwałtownego upadku doszło właśnie w Holandii?

Dobre pytanie. Do początku lat sześćdziesiątych Holandia była – przynajmniej pozornie – jednym z najbardziej chrześcijańskich krajów w Europie, natomiast pod koniec tego dziesięciolecia stała się prekursorem w dziedzinie eutanazji i wspomaganego samobójstwa. Z pewnością rozwój ekonomiczny w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych przyczynił się do utrwalenia kultury hiperindywidualistycznej, która pociągnęła za sobą zeświecczenie społeczeństwa i akceptację etyki autonomicznej, w myśl której człowiek ma pełne prawo decydowania również o własnym życiu. Kultura ta była tak wszechobecna, że jej wpływ silnie odczuły również Kościoły. Pod koniec lat siedemdziesiątych eutanazja i wspomaganie samobójstwa były już w praktyce powszechnie akceptowane. Przekonałem się o tym bezpośrednio, kiedy po ukończeniu studiów medycznych rozpocząłem specjalizację z medycyny chorób wewnętrznych w jednym z ówczesnych szpitali uniwersyteckich w Amsterdamie. Pewnego dnia, rozmawiając z innymi lekarzami i pielęgniarzami o moim stosunku odnośnie do wartości życia ludzkiego, opartego na piątym przykazaniu Dekalogu: „Nie zabijaj”, w związku z którym odrzucałem eutanazję, zorientowałem się, że jestem odosobniony w moim stanowisku. Nikt mnie nie popierał. Mój profesor medycyny chorób wewnętrznych był przeciwny eutanazji tylko dlatego, że obawiał się konsekwencji prawnych, gdyż nie była ona wtedy jeszcze legalna.

Pracując jako lekarz asystent, dwa razy zetknąłem się z prośbą o eutanazję. Pierwszy raz było to na początku mojej ścieżki zawodowej, na oddziale chorób wewnętrznych. Kobiecie, która poprosiła mnie o eutanazję, odpowiedziałem, że nigdy bym tego nie zrobił z powodu moich przekonań religijnych. Powiedziałem o tym epizodzie ordynatorowi, który nic nie odparł. Później dowiedziałem się, że sam wykonał na tej kobiecie eutanazję. Być może obawiał się, że mógłbym zgłosić tę sprawę na policję albo do sądu, choć w tamtym okresie osoby oskarżone o to przestępstwo były w praktyce bezkarne.

O eutanazję poprosił mnie również pewien mężczyzna, katolik, chory na nieuleczalny nowotwór płuc; byłem wtedy lekarzem asystentem na oddziale chorób płuc. Wyjaśniwszy mu mój sprzeciw wobec eutanazji, zachęciłem go, aby zawierzył możliwościom, jakie medycyna oferuje w końcowej fazie choroby. Zachęciłem go też, aby pomyślał o swojej wierze, o tym, że jest katolikiem, i poradziłem, aby szukał siły do stawienia czoła swoim cierpieniom w modlitwie i w sakramentach. Człowiek ten poszedł za moją radą; poprosił o wizytę księdza, który udzielił mu ostatnich sakramentów; wkrótce potem zmarł w pokoju ducha. Ordynator, który od rodziny chorego usłyszał pozytywną opinię, jaką wydał o mnie pacjent, wyraził swoje uznanie odnośnie do mojego postępowania w tej kwestii.

Przypadek ten nauczył mnie, że jako katolicy – nie tylko osoby duchowne, ale też świeckie – musimy odważyć się i z mocą mówić o sile, jaką poprzez modlitwę, sakramenty i duchowe towarzyszenie Pan obdarza cierpiących.

Co zmienia się w świadomości społeczeństwa, kiedy eutanazja zostaje zalegalizowana?

Istotne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, że akceptacja eutanazji i aborcji oznacza szerszą i bardziej drastyczną akceptację dysponowania ludzkim życiem, czyli granicą między życiem a śmiercią. Akceptując to, akceptuje się zasadniczo wszystkie inne sposoby dysponowania ludzkim ciałem – na przykład dysponowanie płcią biologiczną, jak w przypadku osób transpłciowych.

Od 2002 roku prawo w Niderlandach umożliwiło również wykonywanie eksperymentów na ludzkich embrionach, tych, które pozostawały z procesów sztucznego zapłodnienia. W 2016 roku rząd uprawomocnił także tworzenie ludzkich embrionów specjalnie na potrzeby badań, na razie jedynie do eksperymentów związanych z technikami reprodukcyjnymi. A ponieważ obecnie dla większości ludzi – również katolików i protestantów – fakt, iż można dobrowolnie dysponować ludzkim życiem przed narodzeniem i po nim, jest zwykłą oczywistością, katolicy zgodni z doktryną Kościoła w tej dziedzinie znajdują się pod wielką presją.

Wyjaśnił ksiądz kardynał, że w środowisku medycznym presja ta była wyczuwalna już w latach siedemdziesiątych; wyobrażam sobie, jak jest obecnie...

Fundacja, którą założyłem razem z kilkoma przyjaciółmi w 1993 roku, organizowała kongresy i opublikowała serię książek poświęconych różnym kwestiom bioetyki, a w 2010 roku podręcznik etyki lekarskiej (w języku niderlandzkim), opublikowany również po angielsku w 2014 roku. Kilka lat temu fundacja ta chciała powołać stowarzyszenie lekarzy, pielęgniarek i położnych wyznających doktrynę Kościoła, lecz wielu spośród tych, którzy mogli do organizacji przystąpić, wyjaśniło, że nie miało na to odwagi. Nie chcieli być publicznie identyfikowani z tą doktryną w obawie przed reperkusjami w miejscu pracy. Szpital poszukujący personelu natychmiast odrzuciłby ich CV. Osoby te wyraziły chęć przystania najwyżej do nieformalnej sieci zawodowej, nie publicznej. Prawdziwi katolicy w świeckim państwie znajdują się w bardzo trudnym położeniu, muszą być ostrożni, by móc znaleźć i utrzymać miejsce pracy. W pewnym sensie mierzymy się z prześladowaniem.

Fragment książki „Bóg żyje w Holandii”, Kard. Willem Jacobus Eijk, Andrea Galli
Źródło: Wydawnictwo Esprit
Czytaj także