TOMASZ ZBIGNIEW ZAPERT: Pani monodram pt. „Stryjeńska. Let’s dance, Zofia!” wpisuje się w renesans popularności jego bohaterki, która doczekała się nawet fanpage’a! To rezultat ponadczasowości spuścizny artystycznej czy też kolorowej egzystencji malarki?
ANNA DUDA: To kwestia wiary w przeznaczenie i przywileju mojego zawodu. Od dziecka spotykałam Zochę w postaci reprodukcji jej prac. Pracuję w TVP jako gospodarz magazynu kulturalnego. Dzięki temu zetknęłam się z Andżeliką Kuźniak, która odkryła Stryjeńską dla świata, odkurzyła jej pamiętniki, notatki, wykonała niezwykle sumienną, dokumentalną pracę. Jestem też reżyserem dokumentalistą – najbardziej interesuje mnie ta „kieślowska, prawdziwa łza”, prawdziwe życie, szukanie tego, co porusza człowiekiem, co się kryje pod jego skórą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.