Wojciech Cejrowski korespondencja z USA.
Na święta jeździliśmy do ciotki w lesie. Tam było wszystko, a w miastach było jedno wielkie nic. Wujek polował, więc nasze kartki na mięso wymienialiśmy na czarnym rynku na inne cenne towary, których w lesie było brak. Wigilia zawsze postna, ale reszta świąt suta mięsem i całe to mięso to była dziczyzna. Szynki, kiełbasy, pasztety, kotlety, bigosy – wszystko z dziczyzny, którą wujek upolował bez kartek. Tak było za komuny.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.