Debata, zorganizowana przez NZS Uniwersytetu Warszawskiego przyciągnęła prawdziwe tłumy. Sala dawnej Biblioteki Uniwersyteckiej pękała w szwach. Nic dziwnego. Temat atrakcyjny, a i goście dający nadzieję na ciekawą dyskusję. „Kukliński: bohater czy zdrajca“ - na to pytanie mieli odpowiedzieć prof. Sławomir Cenckiewicz, historyk, autor „Do Rzeczy“, Filip Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego, Piotr Gadzinowski, były poseł SLD oraz gen. Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.
Niestety ci, co liczyli na pełną emocji dyskusję i ostrą wymianę zdań mogli się poczuć nieco rozczarowani. Było dość spokojnie, a dyskutanci raczej wygłaszali mini referaty niż polemizowali ze sobą nawzajem. Pytania prowadzącego Kazimierza Wóycickiego też kierowały całą dyskusję gdzieś na boczne tory.
O pierwszym wystąpieniu - Piotra Gadzinowskiego w sumie nie warto wspominać. Rzucił parę przewidywalnych komunałów, że film Pasikowskiego „Jack Strong“ o Kuklińskim to „film zakłamany, ani prawdziwy, ani oparty na faktach“, a „Kukliński nie może być bohaterem, bo zdradził mundur Wojska Polskiego“. - Jedynym miejscem, które mogłoby zostać uhonorowane imieniem Jacka Stronga jest lotnisko w Szymanach - rzucił na koniec, po czym opuścił debatę tuż po swojej wypowiedzi. Jak się później okazało spieszył się do Polsatu News...
Filip Frąckowiak stwierdził, że film „Jack Strong“ dobrze uczciwie przedstawia postać Kuklińskiego, Polskę tamtych czasów, a także postać Wojciecha Jaruzelskiego. Przytoczył tu scenę z filmu, w której marszałek Kulikow ruga Jaruzelskiego. - Ta scena wydaje się prawdziwa, znając profil psychologiczny Wojciecha Jaruzelskiego, przedstawiany w wielu publikacjach. Ta scena wiele o nim mówi - podkreślił.
Sławomir Cenckiewicz dodał, że na stronie internetowej CIA można znaleźć analizę osobowości Jaruzelskiego, sporządzoną na podstawie informacji przekazanych przez Kuklińskiego. Zdaniem Cenckiewicza film „Jack Strong“ warto było zrobić dla sceny sylwestrowej 1970/71, w której jest prawda o LWP. Chodzi o scenę, w której jeden z oficerów wyrzuca z siebie całą prawdę, o tym, że LWP to wasale i o tym, jak strzelał w Grudniu70. - LWP to żadne Wojsko Polskie. To wojsko komunistyczne, które było wewnętrznym stabilizatorem, niesuwerennym zarówno w latach 40. jak i w 1970 i 1981 - mówi.
Tłumaczy też, dlaczego nie da się Kuklińskiego łatwo zaszufladkować.
- Wbrew stereotypom, nie postrzegam historii w kategoriach czarno-białych. Płk. Kukliński to fascynująca postać, bo realna, nie czarno-biała. Kiedy wstępuje do wojska, ukrywa swoją przeszłość w AK, fałszuje życiorys. Pewnie był na początku swojej kariery bolszewikiem, dopuszczam też możliwość, że był zwerbowanym agentem GRU tak jak był agentem WSW - mówił, podkreślając, że wiele jego działań było przejawem profesjonalizmu. - Elementem jego fachowości były także kobiety. Stworzył system nieformalnych kontaktów, miał 10 kobiet na newralgicznych z punktu widzenia Jacka Stronga stanowiskach, to były sekretarki, które wynosiły mu dokumenty. Kilkadziesiąt osób nieświadomie pracowało dla niego - mówił.
Jego praca dla Amerykanów była możliwa także w wyniku słabości kontrwywiadu PRL. - On był zwerbowanym agentem WSW co najmniej od lat 80. i miał okazję ten system rozpoznać. Uznał, że będzie grał dość ostro i bezpardonowo, bo system kontrwywiadu go nie wyłapie - mówił Cenckiewicz. Za przykład podał fakt, że dopiero po dekonspiracji Kuklińskiego, kontrwywiad zainteresował się jego domem, samochodem, kontami i pożyczkami.
Gen. Dukaczewski, wyczuwając nastroje zgromadzonych, tym razem starał się uciec od jednoznacznej oceny Kuklińskiego. Skupił się na suchej opowieści o tym, do czego dostęp miał Kukliński i czym różni się agent-oferent od agenta zwerbowanego (jak stwierdził, nie mamy pewności jakiego rodzaju agentem był Kukliński).
Jego wypowiedź sprowadzała się do tego, że w gruncie rzeczy Kukliński nie miał dostępu do szczególnie ważnych z punktu widzenia Związku Radzieckiego informacji i planów, a Amerykanie muszą go i jego dokonania zachwalać, ponieważ dziś także zależy im na werbowaniu agentów. - Dają sygnał, że dbają o swoich ludzi, dają im gwarancje bezpieczeństwa - twierdził. Wymienił trzy rodzaje informacji, do jakich - wedle jego wiedzy - miał dostęp Kukliński. 1) dokumenty szkoleniowe i plany rozwoju LWP 2) realizacje rekomendacji Naczelnego Dowództwa Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego 3) wnioski i sprawozdania dotyczące ćwiczeń wojskowych.
Dukaczewski stwierdził także, iż Kukliński musiał wiedzieć, że przekazując Amerykanom informacje o rozmieszczeniu punktów dowodzenia etc. wskazuje im miejsca do uderzeń jądrowych.
- Mam wrażenie, że gen. Dukaczewski mówi nam 10 proc. tego, co wie - stwiedził w pewnym momencie prowadzący Kazimierz Wóycicki.
Prof. Cenckiewicz do tych trzech rodzajów informacji dorzucił jeszcze czwarty - materiały dotyczące wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Materiały dotyczące planu dezintegracji „Solidarności“ jakie uzyskał uczestnicząc w jednym ze spotkań, jak podkreślał, z punktu widzenia służb amerykańskich, musiały być czymś fenomenalnym. Cenckiewicz nie zgodził się, że informacje przekazywane przez Kuklińskiego były mało ważne. To, co przynosił było analizowane i sprawdzane przez szereg ludzi, by wykluczyć celową dezinformację. - Jego materiały zostały uznane za absolutnie wiarygodne - podkreślił Cenckiewicz. - Śmieszy mnie, gdy gen. Puchała, który przygotowywał stan wojenny, ma pretensje do Kuklińskiego, że nie informował „Solidarności“ o stanie wojennym. Nie takie było jego zadanie. Kukliński był szpiegiem atomowym, jego zadaniem było weryfikowanie informacji, które Amerykanie już znali - dodał.
Na koniec prowadzący zapytał panelistów, by od siebie podali nazwiska osób, które dla nich są bohaterami PRL. Gen. Dukaczewski nie chciał odpowiedzieć na to pytanie, tłumacząc się, iż ma kilku bohaterów PRL, ale musi o nich milczeć. Mimo tego, że Wóycicki kilkakrotnie wyjaśniał mu, że nie chodzi o bohaterów wywiadu, lecz bohaterów w ogóle, gen. Dukaczewski nie dał się namówić na podanie nazwisk.
Frąckowiak wymienił Jana Pawła II, a Cenckiewicz postać w jakimś sensie porównywalną do Kuklińskiego - Adama Hodysza, funkcjonariusza SB, który w 1978 roku nawiązał współpracę z WZZ i potem współpracował z gdańską „Solidarnością“.
Niestety zabrakło czasu na pytania z sali, choć niektórzy sądząc po pojawiających się co rusz okrzykach bardzo na to liczyła. Sądząc po brawach, które rozlegały się po wypowiedziach Cenckiewicza i Frąckowiaka przy wymownym milczeniu sali po słowach Gadzinowskiego i Dukaczewskiego, większość sali dużo wcześniej odpowiedziała sobie na tytułowe pytanie debaty.