Tu zawsze wyskakują skrupulatni ateusze i wskazują (mądrale, tu akurat znają zasady wiary katolickiej na wyrywki), że istnieje coś takiego jak dogmat nieomylności papieża i katolikom krytykować go nie wolno. Po pierwsze – katolikom, jak wszystkim ludziom, wolno właściwie wszystko, poza rzeczami zabronionymi, za których popełnienie ponosi się odpowiedzialność. Co wcale nie znaczy, że się ich nie popełnia. Po drugie – dogmat nieomylności papieża dotyczy wyłącznie spraw wiary, a tu nie o religijnym posłannictwie Kościoła będzie mowa.
Postępowanie Watykanu, a właściwie jego obecnej głowy, Papieża Franciszka, nie bardzo mi się podobało jeszcze grubo przed pandemią. Papież miał jakieś ciągi dziwnych wypowiedzi, a to o równościowych trendach, a to o ekologii. Coraz bardziej zaciągał doczesnością. Te same terminy, co w mainstreamie. Wciąganie transcendencji w bieżączkę. Martwiłem się tym już bardziej za kowida, bo widziałem, że kościół hierarchiczny (niestety musze używać tego terminu, by odróżnić go od kościoła ludowego) wchodzi w niebezpieczne mariaże z władzą, opuszcza wiernych w obrządkach, ba – nawet eskaluje obostrzenia władz cywilnych.
Szczególny sygnał szedł z Watykanu. A to jakieś potajemne spotkania z szefami Big Farmy, dziwnie utajniane co do szczegółów. A to deklaracje – przecież nie do obywateli Watykanu, ale do całej społeczności katolików – że szczepienie jest "aktem miłości", poprzez widowiskowy sanitaryzm przy wejściu do Muzeów Watykańskich (maseczki, paszporty kowidowe i opaski), aż do nakazu szczepień, pod rygorem zwolnienia z pracy pracowników Watykanu. Wszystko to okraszone hipokryzją i modlitwami za tych, których kowid… pozbawił pracy.
Teraz, kiedy szczepionki pokazały swoją nieskuteczność, Watykan wciąż trzyma wysoko, nawet wyżej niż Włochy, standardy sanitaryzmu. Na tyle, że w prasie katolickiej odezwał się ekspert, dr Peter McCullough, że takie działania noszą znamiona naruszenia Kodeksu (nomen omen) Norymberskiego, który zaraz po wojnie i doświadczeniach z eksperymentami medycznymi ostro uregulował kwestie ścigania sprawców przymuszających do niechcianych terapii i eksperymentów. Lekarz wezwał Watykan do natychmiastowego zaprzestania szczepień (są tam już po trzeciej dawce przypominającej) i ich promowania. Bo postawa Watykanu nie dotyczy tylko samego państewka, ale oddziałuje jako szkodliwy przykład na inne kraje.
Wydaje mi się, że i papież, i Watykan pod jego przewodem, uwikłali się w całą awanturę, biorąc na siebie brzemię współodpowiedzialności za zachowanie wymuszone przez globalistyczny biznes i globalistyczne władze w stosunku do ponad miliarda ludzkości. Wydaje mi się, że całkiem niepotrzebnie. Dało to asumpt do gorszącego flirtu z Big Farmą, wspierania doczesnych polityk, naruszenia Prawa Kościelnego, wreszcie – dosiewania paniki wśród wiernych i opuszczania ich w obrządku i potrzebie. I teraz ten opór w przegranej sprawie tylko może zaostrzyć metody, o czym pisałem wczoraj. Tyle, że w odniesieniu do władz cywilnych.
A u nas? Ano, bywało różnie, ale wielu hierarchów poddało się postawie Watykanu. A nie musiało. Skoro episkopat niemiecki wydał oświadczenie o tym, że będzie błogosławił parom jednopłciowym, hierarchowie mówią o zniesieniu celibatu i dopuszczaniu do kapłaństwa kobiet i nic mu się nie stało ze strony Stolicy Piotrowej, to, jak widać, jest tu pewna autonomia. No, chyba, że w kwestiach kowidowych Kościół jest bardziej restrykcyjny niż w kwestiach doktrynalnych. Co byłoby dość niepokojące, choć patrząc na poczynania Watykanu z pandemii, niezbyt zaskakujące. W dodatku zmroziła mnie wypowiedź jednego z księży na kowidowym sympozjum u ojca Rydzyka, że kościół prawosławny w Polsce bardziej się opierał cywilnym obostrzeniom, niż podobno o sto razy bardziej wpływowy – katolicki.
Symptomatyczny jest przypadek ojca Daniela. Najpierw o nim samym. Stworzył on katolicką społeczność "Miłość i Miłosierdzie Jezusa", która spotyka się raz na jakiś czas w wielkiej hali w Częstochowie, zaś codziennie zapełnia malutki kościółek w Czatachowie i placyk przed nim tłumami wiernych. Wiernych o wyjątkowym zaangażowaniu ich wiary. Wiem, bo byłem tam ze trzy razy i widziałem Kościół inny niż znany mi do tej pory – głęboki, nie powierzchowny, we wspólnocie z wiernymi, który przypomniał mi na czym polega miłosierdzie i, że zło nie jest teoretycznym ciemnym bytem fruwającym w kosmosie, ale jest codziennie wśród nas, pod różnymi postaciami, i że wierzący muszą być czujni by je widzieć i z nim walczyć. O tym, że wiara jest świadectwem, nie tylko obrządkiem.
Sam ojciec Daniel to połączenie prostoty i wyrafinowania wiary. Jego kazania, obrządki, kilku-, a nawet kilkunastogodzinne celebracje, jego charyzmaty, reakcja wiernych to oczyszczające świadectwo dla „letnich” katolików. Mi to na tyle pomogło, że pierwszy raz od trzydziestu lat poszedłem do spowiedzi, czekając do późnego wieczora na swoją kolej u ojca Daniela. Ojciec Daniel po kilkunastu godzinach odprawiania obrządków i spowiadania udał się, jak codziennie, do pustelni, w której mieszka od 22 lat, a wychodzi z niej tylko, by spotkać się z wiernymi na modlitwie.
Jutro, 19 lutego, decyzją Kurii Częstochowskiej ma się ojciec Daniel udać na półroczne modlitewne odosobnienie, nie może głosić Słowa Bożego i odprawiać mszy dla więcej niż jednej osoby. Za co? No przecież nie za jakieś herezje, ale za… nieprzestrzeganie wymogów sanitarnych. Tak, tak… I te słowa uzasadnienia decyzji – Kuria zaznacza, że to nie jest kara, a "decyzja administracyjna", której motywem jest "dobro samego ks. Galusa oraz osób związanych z prowadzoną przez niego grupą", Jakby człowiek czytał reklamy akcji #SzczepmySie. Restrykcje dla Waszego dobra.
Ojciec Daniel wygłosił poruszające oświadczenie i wezwał autorów tego postanowienia, do tego samego: by wspólnie z nim udali się na półroczne modlitewne odosobnienie, przestali głosić Słowo Boże i odprawiali msze dla jednej osoby. Wydaje mi się, że efekt zmian byłby znaczniejszy w przypadku hierarchów z Kurii, bo pół roku sam na sam z Duchem Świętym może dać niezwykłe efekty w zmiękczaniu doczesności dusz. Zwłaszcza, że ojciec Daniel ma specjalny poziom relacji z Duchem Świętym, gdyż głównie jego kontemplacji poświęcona jest jego społeczność.
Kuria chyba nie wie z czym zadziera. Kapłana można drogą wewnętrznych nakazów pozbawić kontaktu z wiernymi (ale za "błędy" sanitarne? Pandemii, która odchodzi w niesławie nadreakcji władz, w tym kościelnych?). Ale co zrobić z tysiącami członków Wspólnoty, którzy co niedziela zjeżdżali się z całej Polski, by być bliżej Boga, goręcej niż ci wspomniani "letni"? Będzie, nie pierwszy bunt, i trzeba będzie się Kurii zwijać. Niezrozumiała jest też ta nadgorliwość. Przecież już po wszystkim. Kuria walczyła ze Wspólnotą przez całą pandemię, a tu teraz, na samej końcówce taki ekstremizm? To jawna pomsta za nieposłuszeństwo. Ale w czym? W adaptacji kowidowych szaleństw władz cywilnych na grunt Kościoła? Warto? Czy po prostu długo jeszcze przed kowidem zbierało się kapłanowi "gorącej" wiary, aż wreszcie się znalazł pandemiczny kij by uderzyć w pasterza. Ale to stadko bez niego się nie rozbiegnie.
Sprawa doszła aż do Watykanu, który poparł oczywiście stanowisko Kurii Częstochowskiej. No jasne, o błogosławieństwie hierarchów niemieckiego kościoła dla par jednopłciowych można w Watykanie porozmawiać, ale o nienoszeniu maseczek – nigdy.
No, to będzie się działo w malutkim kościółku pod Częstochową. Kto wie, może w Polsce to nie kierowcy skończą tę pandemię, ale gorący katolicy wyposażeni w charyzmaty Ducha Świętego?
Coś mi się widzi, że po tej pandemii trzeba będzie nie tylko z Nowym Światem zaczynać od początku, ale może Kościołowi przydałoby się otrzeźwienie od tego zanurzenia w doczesność i powrót do korzeni?
PS. Właśnie WHO, po dwóch latach pandemii, ogłosiło rewelację, o której foliarze mówią od początku, że osoby zdrowe nie powinny nosić maseczek. Widocznie u ojca Daniela wszyscy byli chorzy. Na wiarę.
Wszystkie wpisy dostępne na blogu "Dziennik zarazy".
Czytaj też:
Rzućcie wreszcie ten ręcznik!Czytaj też:
"Mamy dość cynizmu Franciszka". List żony byłego ambasadora przy Watykanie