Mariusz Szczygieł postanowił listownie uświadomić Stingowi (na zdjęciu), że swoim występem na rozdaniu Wiktorów „autoryzuje i uwiarygadnia telewizję” niemającą „nic wspólnego z demokratycznymi wolnymi mediami”.
Na Woronicza postanowiono odkurzyć Wiktory, nagrody z historią sięgającą PRL, teraz wznowione po przerwie trwającej od roku 2014. Na wszelki wypadek zrezygnowano z obdarowywania stosowną statuetką polityka (Wiktory dostawali w przeszłości tacy ulubieńcy mas jak Balcerowicz i Kołodko, a wspomnę też o Wałęsie i Kwaśniewskim), a na galę zorganizowaną w miejscu uważanym za absolutnie wyjątkowe, czyli do Ufficio Primo, zaproszono sławnego muzyka i piosenkarza Stinga, żeby wprowadził publiczność (a w konsekwencji i telewidzów) w szampański nastrój, przypominając takie swoje evergreeny jak „Message in a Bottle”, „Moon over Bourbon Street” czy „Englishman in New York”.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.