Rząd ogłosił założenia trzyfilarowego planu wsparcia kredytobiorców. Przewiduje w jego ramach trzy miesiące tzw. wakacji kredytowych, dopłaty z budżetu państwa dla tych kredytobiorców, którzy mają przejściowe problemy finansowe oraz narzucenie bankom niższej stawki niż WIBOR od 1 stycznia 2023 r.
Zaproponowany przez rząd program ma według założeń dotyczyć ok. 2 mln polskich rodzin posiadających kredyty hipoteczne w złotówkach.
Kaźmierczak: Zdejmowanie odpowiedzialności z obywateli za ich decyzje
O opinię w tym zakresie Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców był pytany przez Magdalenę Uchaniuk na antenie Radia WNET.
Kaźmierczak zaznaczył, że sceptycznie podchodzi do koncepcji przedstawionej przez premiera Morawieckiego. – W oderwaniu od wszystkich innych wiadomości, ta propozycja może nie jest bardzo niebezpieczna, ale jeśli pozostawimy ją z innymi prowadzonymi w ostatnim czasie działaniami, to można mieć obawy o stan budżetu państwa – powiedział publicysta, wymieniając cały szereg wydatków budżetowych, przede wszystkim socjalnych i związanych z obsługą wygenerowanego przez lata długu państwa.
– Nawet przy nienajgorszym wzroście gospodarczym w Polsce, czy będzie nas na to wszystko stać? – pytał. – Większość ekonomistów podchodzi do tych działań z dużą rezerwą – zaznaczył, dodając, że trzeba przy takich działaniach być bardzo ostrożnym, wskazując raz jeszcze na ogromne koszty obsługi długu, które musimy płacić.
– To jest takie zdejmowania odpowiedzialności za wszelkiego rodzaju decyzje, które obywatele podejmują. (…) Jeżeli ktoś bierze kredyt ze zmienną stopą procentową, to musi sobie zdawać sprawę z pewnych konsekwencji. W Polsce przez długi czas koszt pieniądza był trochę sztucznie utrzymywany na bardzo niskim poziomie i teraz, żeby to ratować, próbuje się nadrabiać zaległości w bardzo krótkim czasie i ofiarami tego są m.in. kredytobiorcy – powiedział Kaźmierczak poddając pod wątpliwość, czy polski podatnik będzie w stanie to wszystko wytrzymać.
"Mogę dać to na piśmie"
Pytany o plan rządu w kontekście zysków banków i chęć wymuszenia na nich zmiany systemu wyliczania kosztów kredytów, przedsiębiorca przypomniał, że w Polsce były już czasy, kiedy premier ustalał wysokość rat kredytowych i odsetek bankowych.
– To czasy słusznie minione – powiedział, dodając, że obecny premier walczył przeciwko tamtemu ustrojowi. – jeżeli mamy w Polsce mieć jakieś jedno biuro polityczne, które będzie się zajmowało ceną śmietany i ceną kredytów, to skończymy jak poprzedni ustrój. Taką gwarancję mogę dać na piśmie. Jeżeli nie wyciągnęliśmy lekcji z PRL-u, to proszę bardzo, może to pokolenie 30-latków potrzebuje to przeżyć – stwierdził Kaźmierczak.
– Można dyskutować. Widziałem porównania WIBORU i tego, co proponuje rząd. Nie są to różnice drastyczne. Być może czasami ingerencja rządu w różnego rodzaju mechanizmy gospodarcze jest wymagana, ja tylko mam uwagę, żeby robić to bardzo ostrożnie, ponieważ ta pokusa ingerencji rozszerza się później na kolejne obszary, a skutki tego mogą być bardzo smutne i dla rządu i przede wszystkim dla obywateli – tłumaczył Cezary Kaźmierczak.
Czytaj też:
Co z oszczędzającymi, którzy nie chcą zależeć od rządowych zasiłków? Konfederacja składa interpelację do premieraCzytaj też:
Dr Potwora: To banki powinny pójść na współpracę z kredytobiorcamiCzytaj też:
Rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o podatku dochodowym