In memoriam: o. Eugeniusz Kwiatkowski OFM (1925-2022)
  • Wojciech GolonkaAutor:Wojciech Golonka

In memoriam: o. Eugeniusz Kwiatkowski OFM (1925-2022)

Dodano: 
O. Eugeniusz Kwiatkowski
O. Eugeniusz Kwiatkowski 
Na początku roku wspominałem pośmiertnie francuskiego misjonarza Jean-Jacquesa Marziaca, którego nazwałem jednym z ostatnich przedstawicieli pokolenia Traditionis custodes – tych prawdziwych stróżów Tradycji, którzy mimo prześladowań zachowali Mszę świętą trydencką dla kolejnych pokoleń katolików.

Do tego grona zasłużonych kapłanów dołączył właśnie, przeżywszy 97 lat, w tym 69 lat kapłaństwa, amerykański franciszkanin polskiego pochodzenia, który ostatnie 25 lat swego życia spędził w Polsce.

Ojciec Eugeniusz urodził się w polskiej rodzinie w 1925 r. w Jersey City; mając niespełna 19 lat wstąpił do zakonu Braci Mniejszych w prowincji Wniebowzięcia N.M.P. w Pulaski, założonej w Stanach Zjednoczonych w XIX w. przez polskich franciszkanów, którzy wyemigrowali do USA po kasacie ich zakonu w Prusach. Do prowincji tej wstępowało wielu Amerykanów polskiego pochodzenia, stąd przez dłuższy czas utrzymywała ona polonijny charakter. W 1953 r. o. Eugeniusz przyjął święcenia kapłańskie, a cztery lata później został skierowany na misje na Filipiny, gdzie posługiwał aż do 1990 r. W latach 1990 krążył między Stanami Zjednoczonymi, Polską i Rzymem, borykając się z problemami zdrowotnymi, zachowując przy tym dużą aktywność duszpasterską; w latach 1997-1998 pracował nawet jako wikariusz parafii w Kowlu na Ukrainie, a następnie osiadł na stałe w Krakowie.

Mimo zaawansowanego wieku, ojciec Eugeniusz szybko stał się bardzo cenionym i niestrudzonym spowiednikiem i powiernikiem Krakowian; starał się również u kardynała Macharskiego o oficjalną delegację egzorcysty, którą, zdaje się, z czasem otrzymał. Nierzadko w późnych godzinach wieczornych pod drzwiami do rozmównicy w klasztorze św. Kazimierza przy Reformackiej tłoczyła się kolejka penitentów, a o. Eugeniusz poświęcał każdemu tyle czasu, ile było potrzebne, choć wiedział, że następnego dnia będzie wstawał na długo przed świtem, aby odprawić dyskretnie – nawet nie w kościele klasztornym, gdzie najwyraźniej mu na to nie pozwalano – Mszę św. według rytu swoich święceń, Mszę św. wszech czasów.

Czytaj także