Wolski: Deklaracja
  • Marcin WolskiAutor:Marcin Wolski

Wolski: Deklaracja

Dodano: 
Marcin Wolski
Marcin Wolski Źródło: PAP / Marcin Obara
Ostatnio znalazłem się na celowniku rodzimych tolerastów. Być może jako cel zastępczy – wziąłem oto udział w jubileuszowym koncercie Jana Pietrzaka, a o tym klasyku polskiego kabaretu nie wolno pisać nawet źle.

Może chodzi też o to, że moje „W tyle wizji” przegoniło w ubiegły poniedziałek „Szkło kontaktowe”. Nie będę wnikać. Istotne, że mój jeden wierszyk wzbudził prawdziwy szał. Opisałem w nim zresztą jeszcze na długo przed migracyjną falą obraz Warszawy opanowanej przez islam. Utwór Utwór opisywał to, do czego mogłoby dojść, a na Zachodzie pewnikiem dojdzie, po wprowadzeniu szariatu. Kamienowanie lesbijek, ścinanie gejów, obowiązek burek. Wizja paskudna, ale prawdopodobna, w dodatku, w satyrycznej konwencji, toteż ten atak trochę mnie zaskoczył.

Na początek zarzucono mi mowę nienawiści w stosunku do mniejszości homoseksualnych. Jeśli mowa nienawiści polega na potępianiu represji wobec nich, to gratuluję inteligencji napastnikom. Teraz jestem atakowany za rzekomą mowę nienawiści w stosunku do muzułmańskich imigrantów. I tu przyznam się, jestem przeciwko wpuszczaniu islamistów do Polski. Tyle że nie mylmy nienawiści z instynktem samozachowawczym.

Lubię nurkowanie w Egipcie (i mam nadzieję, że Bractwo Muzułmańskie nie zamknie tam plaż), szwendanie się po tureckich bazarach (smakuje mi kebab) i uwielbiam „Księgę tysiąca i jednej nocy”. Nie przeszkadzają mi rasa – bez żydowskiego szmoncesu nie byłoby polskiego poczucia humoru – ani kolor skóry, podziwiam pracowitość Chińczyków, mądrość Hindusów, z uwagą wysłuchuję nauk czarnoskórych księży. Chcę jednak żyć w spokoju i zapewnić ten spokój moim potomkom.

Mimo wszelkich wysiłków im głębiej zgłębiam islam, tym bardziej widzę w nim nie religię pokoju, lecz podboju. Obserwuję to, co się dzieje w zachodniej Europie, i dostrzegam fiasko zarówno prób asymilacji, jak i multi-kulti. Przybysze nie chcą naszych „wartości”, które uznają za „antywartości”. Chcą dobrych warunków życia, możliwości szybkiego rozrodu, a potem zmienienia świata na swoją modłę. I trudno ich o to winić. To są reguły drapieżnej historii – jedni pożerają drugich.

Oświadczenie, że od dziś będziemy jaroszami, jest deklaracją jednostronną i ułatwieniem życia mięsożercom. Dlatego, ile sił, będę krzyczał: „Ani jednego emigranta muzułmanina w Lechistanie!”. I tak mi dopomóż, święta ateistko Oriano Fallaci!

Artykuł został opublikowany w 27/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także