Zaledwie trzy miesiące temu, gdy obchodzono platynowy jubileusz 70-lecia jej panowania, królowa Elżbieta II była na ustach całego świata. W Wielkiej Brytanii uroczystości zorganizowano z rozmachem, świętowały również kraje Commonwealthu, świat zaś wszystko podziwiał, zastanawiając się nad fenomenem brytyjskiej monarchii, a może nawet trochę Brytyjczykom zazdroszcząc. I choć królowa nie we wszystkich wydarzeniach mogła uczestniczyć z uwagi na swój wiek i kłopoty z poruszaniem się, to któż pomyślałby, że kres jest tak bliski.
Królowa do końca swych dni była wprawdzie w doskonałej formie intelektualnej, od dłuższego czasu jednak widać było, że jej stan fizyczny bardzo się pogarsza. Wiosną nie wygłosiła mowy tronowej na otwarciu parlamentu, co przez całe jej panowanie zdarzyło się tylko dwukrotnie, za każdym razem z ważkiego powodu, bo spodziewała się dziecka. Zastąpił ją najstarszy syn – wówczas książę Walii, dziś król Karol III. Królowa zmarła na posterunku i nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Do ostatniej chwili pełniła przecież swe obowiązki. We wtorek 6 września, dwa dni przed śmiercią, przyjęła rezygnację premiera Borisa Johnsona, a zaraz potem powierzyła misję tworzenia rządu jego następczyni Liz Truss. Dopiero w środę, dzień przed śmiercią, zrezygnowała z udziału, zdalnego zresztą, w posiedzeniu Tajnej Rady. Czy można domniemywać, że tak właśnie chciałaby odejść – w zamku Balmoral, swej ulubionej rezydencji, wśród rodziny i właściwie w biegu? Praca, obowiązki, powinność wobec kraju, narodu i monarchii, a także rodzina – to przecież motywy przewodnie jej życia. Dlatego zapewne nie zdecydowała się na abdykację i przekazanie tronu Karolowi. Posterunku się nie opuszcza. „Pracowała do samego końca” – pisał w krótkim, sugestywnym wspomnieniu konserwatywny tygodnik „Spectator”, podkreślając, że królowa „była wzorem monarchy w monarchii konstytucyjnej, a o jej pracy i zaangażowaniu najlepiej świadczy fakt, że mimo wszelkich zmian, które zaszły w Wielkiej Brytanii przez ostatnich 70 lat, ruch republikański nigdy nie stał się poważną siłą”. „Głębokie poczucie straty, którego doświadcza dzisiaj tak wielu ludzi – dodaje gazeta – pokazuje, ile królowa dla nich znaczy. W dniu swych 21. urodzin przyrzekła, że całe swe życie poświęci służbie dla nas. I tę obietnicę wypełniała aż do dnia swej śmierci. Nasz kraj stracił dzisiaj monarchę o ogromnym poczuciu obowiązku”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.