Irlandia, Indie, Maroko nie brały bezpośredniego udziału w wojnie, a znakomicie wykorzystały idee Karty atlantyckiej do uruchomienia własnej polityki niepodległości. Mniejsze wojny też potrafią narody zmieniać. Na początku XX w. wojna rosyjsko-japońska zwiastowała upadek Rosji i wzrost globalnej pozycji Japonii. W latach 60. Amerykę zmieniła wojna w Wietnamie (choć ruch antywojenny był tylko jednym z czynników ówczesnych wstrząsów). Przykłady można by mnożyć, ale nie o to w tym miejscu chodzi.
Sens naszej solidarności
Wynik i przebieg wojny na Ukrainie w sposób oczywisty nas dotyczy, ale nasza polityka powinna zainteresować się również tym, jakie zmiany kulturowe, społeczne i polityczne przyniesie. Jaki sens Zachód nada ukraińskiemu oporowi i własnej solidarności? Zderzenie cywilizacji nie zawsze ma charakter materialny, a w planie moralnym tworzy pole, na którym kraje mogą odgrywać rolę większą, niż na to pozwalają aktywa w innych dziedzinach. To powinna być szansa dla Polski.
Wybuch wojny przypomniał – tym, którzy zapomnieli – prawdę o komunizmie. Przez sam fakt wojny, ale również przez jej uzasadnienie. Imputowanie Ukrainie „nazizmu” stanowiło replikę najgorszych wzorów bolszewickiej propagandy. Po raz kolejny zobaczyliśmy, jak dehumanizacja „wroga” uzasadnia negację praw narodów i porządku naturalnego. Nie praw do określonego terytorium, ale w istocie do życia jako naród i tym bardziej – do obrony.
Wydawało się więc, że Polska musi przypomnieć o sowieckiej istocie reżimu Putina. Istocie zasłanianej przez wielorakie decorum, ale wyraźnie widocznej w ciągłości instytucji (armii, wywiadu, dyplomacji), w rodowodzie elity władzy, w kontynuacji propagandy, w podtrzymywaniu struktur mentalnych, które wytworzyła.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.