Zrozumieć politykę wobec Pekinu
O próbach zmian w przepisach zrobiło się głośno już w październiku ubiegłego roku, gdy głos w sprawie zabrał chiński telekomunikacyjny gigant – firma Huawei, która próby ewentualnego wykluczenia jej z polskiego rynku w tym zakresie nazwała „ewidentną dyskryminacją i naruszeniem umów międzynarodowych”, a to oskarżenie dużego kalibru. Obecnie nie można jednoznacznie ocenić, w jaki sposób rząd zamierza odnaleźć się w tej sytuacji.
Ostatnią publiczną wypowiedź na posiedzeniu unijnej Rady do Spraw Zagranicznych w Luksemburgu pod koniec października tego roku wygłosił szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau, znamy ją z komunikatu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w którym czytamy: „Szef polskiej dyplomacji przypomniał, że konieczne są dalsze wysiłki UE w celu zapewnienia równego i wzajemnego traktowania w stosunkach gospodarczych z Chinami. Szczególnie istotne jest zintensyfikowanie dialogu z Pekinem w sprawie dostępu produktów rolnych do chińskiego rynku”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z pewnym dysonansem, wydaje się bowiem, że apel ministra Raua ma się nijak do zapowiadanej nowelizacji polskiej ustawy o cyberbezpieczeństwie, która „z równością i wzajemnym traktowaniem w stosunkach gospodarczych” ma raczej niewiele wspólnego.
Tych sprzeczności jest jednak znacznie więcej. W lutym tego roku podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie Prezydent Andrzej Duda spotkał się z przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping. Padło wówczas wiele deklaracji i zapewnień o chęci współpracy gospodarczej obu krajów. Warunkiem miała być jednak zasada równego traktowania, którą w swej przemowie Xi Jinping bardzo wyraźnie zaznaczył. Chociaż od igrzysk minęło już ponad 9 miesięcy notatka z tego spotkania i wypowiedź prezydenta Xi nadal widnieje na najwyższym miejscu serwisu internetowego Ambasady Chin w Polsce. „Strona chińska jest gotowa kontynuować i rozszerzać import polskich produktów wysokiej jakości, a w szczególności produktów rolnych, zachęcać jeszcze więcej chińskich przedsiębiorstw do inwestycji w Polsce – wierzymy, że strona polska zapewni chińskim przedsiębiorcom środowisko biznesowe oparte o zasady równości, sprawiedliwości i niedyskryminacji” – czytamy.
Wszystko wskazuje więc na to, że nie będziemy w stanie spełnić oczekiwań Xi Jinpinga i owo „równe traktowanie w relacjach gospodarczych” pozostanie jedynie „kwestią wiary” chińskiego przywódcy. Jak więc odczytywać komunikaty wysyłane z Warszawy do Pekinu? Problem z odpowiedzią na to pytanie ma były wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński – obecnie Prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska- Azja – Polski rząd musi być konsekwentny. Przypomnę, że jedynym przywódcą demokratycznego Zachodu na zimowych Igrzyskach w Pekinie w tym roku był prezydent Duda. Przypomnę, że wtedy padła deklaracja o polskiej aktywności i zainteresowaniu rynkiem chińskim także jeżeli chodzi o wyroby rolno spożywcze, a przy tym prezydent Si dał wyraźny sygnał, że w Chinach rośnie zainteresowanie zwiększonym zakupem dobrej polskiej jakościowo żywności na rynek chiński – wskazuje.
– Teraz jest robota dla departamentów ekonomicznych, agencji, biznesu, służb weterynaryjnych, żeby ten proces przyspieszyć, dlaczego każdy sygnał polityczny, albo legislacyjny choćby o tym, że w konkursie o dostęp do polskiego rynku na przykład w obszarze telekomunikacji zgłosi się jakaś firma – no to przecież nie trzeba wybierać tej oferty, tylko można powiedzieć, że ta oferta z różnych powodów nie trafia w nasze oczekiwania. Czy trzeba pisać o tym tysiące artykułów, czy deklarować na konferencjach prasowych, że nigdy nie kupimy danej technologii? No nie! Wysyła się do partnerów informację, nie stygmatyzując ich i mówi – nie jesteśmy zainteresowani, albo uważamy, że wasza technologia będzie gorsza… Nie trzeba wprowadzać specjalnych ustaw, tylko wystarczy nie kupować danej technologii, a co najważniejsze nie instalować takiej technologii na własnym terytorium jeżeli ma się jakieś obawy – dodaje Piechociński.
A obaw pojawia się znacznie więcej również wśród polskich rolników, którzy zaczynają mówić o nich coraz głośniej. Producenci rolni i eksporterzy otrzymują wiele komunikatów od swoich chińskich odbiorców i zaczynają obawiać się sankcji odwetowych oraz utraty chińskiego rynku, dlatego pytają – czy rząd bierze pod uwagę skalę zagrożenia i czy jest on przygotowany na najgorsze dla nas scenariusze? Jak twierdzi Sławomir Izdebski Przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych obawy te są zasadne i powinny zmusić do natychmiastowej reakcji:
– Rozmawiałem o tym z panem premierem i będę jeszcze o tym rozmawiał i przypominał. Myślę, że bardzo mocno na ten temat uczulony jest również premier Kowalczyk, bo też już o tym rozmawialiśmy, żeby pilnować tej sprawy i wszędzie tam gdzie pojawi się jakiś zalążek czy chęć procedowania tej anty gospodarczej ustawy, działać żeby natychmiast interweniować – mówi. Sławomir Izdebski dodaje również, że wprowadzenie ewentualnych sankcji odwetowych przez Chiny na polskie produkty rolno spożywcze, byłyby „szeroko rozumianym ciosem dla polskiej gospodarki” i dodaje, że ze strony związków zawodowych nie będzie zgody na blokowanie jakiejkolwiek współpracy gospodarczej z Chinami – „to jest jeden z największych rynków dla nas i zrobimy wszystko, żeby taki projekt nie był nawet procedowany”.
Swoich obaw nie ukrywa również Marian Sikora, Przewodniczący Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych, który nie przeczy, że z jednej strony musimy być ostrożni, ale z drugiej musimy też prowadzić handel, a Chiny to ogromny rynek. – Powinniśmy bardzo rozważnie podchodzić do tej sytuacji. Musimy eksportować, produkujemy dużo dobrego towaru i wykluczenie nas z rynku chińskiego to byłby dla nas problem i dobrze by było jakby sprawy eksportu i gospodarki jak najmniej stawały się zakładnikami polityki. Myślę, że pan premier Kowalczyk powinien na spokojnie porozmawiać z ministrem spraw zagranicznych. Takie tematy wymagają ciszy, dyplomacji, a nie rozgłosu w mediach. Wiem natomiast i jestem przekonany, że nie możemy stracić tak dużego rynku – puentuje Marian Sikora dodając, że sprawę traktuje poważnie i będzie chciał na ten temat rozmawiać podczas najbliższego spotkania Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych z ministrem rolnictwa.
Polska największym eksporterem drobiu
Polska jest unijnym potentatem w produkcji drobiu oraz mleka, ale od kilku lat obserwujemy też dynamiczny rozwój i wzrost eksportu wołowiny. Na początku lipca Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz poinformowała, że bardzo dobra koniunktura na rynkach międzynarodowych pozwoliła zwiększyć eksport drobiu z Polski, aż o 50 proc. w porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku. Tylko do sierpnia tego roku z polski wyeksportowano drób o łącznej wartości 2 miliardów 712 milionów Euro (prawie 13 miliardów złotych) z czego eksport poza unię osiągnął 612 milionów euro i nieustannie rośnie. W ostatnich latach, aż 19 polskich zakładów rozpoczęło proces certyfikacji, aby mogły one sprzedawać swoje produkty do Chin – proces ten powstrzymała informacja o pojawiających się w naszym kraju ogniskach ptasiej grypy, ale to nie ptasia grypa może być największym problemem przy próbie wznowienia rozmów o eksporcie drobiu do Chin i ponownej jego certyfikacji, lecz widmo sankcji gospodarczych. Wielu przedstawicieli branży rolnej spogląda więc na tę sytuację z dużymi obawami.
– Zanim podejmiemy się wprowadzania tak drastycznej ustawy jak wykluczenie jakiejś firmy chińskiej – co na pewno spotka się z odzewem z ich strony – podejrzewam, że lepiej byłoby rozmawiać i dogadać szczegóły niż taką firmę wykluczać, bo może się to spotkać z odzewem, a to dla nas dobre nie jest – ocenia Wiktor Szmulewicz Prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. – Myślę więc, że obawy są zasadne, bo każda nadwyżka może spowodować, że ceny na rynku krajowym zaczną raptownie spadać a znalezienie nowych partnerów będzie bardzo trudne, tak jak trudne było wejście na rynek chiński, więc jeżeli już na nim jesteśmy, to warto o ten rynek dbać i go rozszerzać. Rynek europejski jest wypełniony po brzegi, a Chiny gdzie jest półtora miliarda ludzi to beczka bez dna. Dla nas to jest ogromna szansa rozwoju. Sam rynek wewnętrzny w kraju i nawet sam rynek europejski to jest dla nas mało – dodaje prezes Szmulewicz – Musimy szukać rynków trzecich, to jest dla nas ważne – puentuje.
Kraina mlekiem płynąca
Mleko w Polsce produkowane jest obecnie przez około 100 tysięcy gospodarstw, jednak szacuje się, że ogółem dzięki mleczarstwu zatrudnienie w naszym kraju znajduje do 4 milionów osób. Na te szacunki składają się produkcja, przetwórstwo, handel, transport i logistyka oraz urzędnicy działający w ramach instytucji kontrolnych. Tylko istnienie w pełni polskiej Mlekovity, która posiada 16% udziału w rynku, stwarza możliwości zatrudnienia około miliona pracowników nad Wisłą.
Na krajowy rynek mleka należy patrzeć globalnie – mówi Jarosław Malczewski, Prezes Polskiej Grupy Mleczarskiej – ponieważ Chiny są nie tylko największym światowym importerem żywności, ale i artykułów mleczarskich.
– Od 2004 roku, a więc od przyłączenia Polski do Unii Europejskiej, zarówno ilościowo, jak i wartościowo nasz eksport artykułów mleczarskich wzrósł ponad 7 krotnie. W prawdzie znaczący, bo przekraczający ponad 60% udział naszego eksportu to Wspólnota Europejska, ale rozbierając to dalej na czynniki pierwsze, widzimy, że te produkty są dalej reeksportowane, w szczególności do Chin. Obrazują to dobitnie liczby! W 2021 Chiny z UE zaimportowały ponad 100 tysięcy ton odtłuszczonego mleka w proszku oraz 12 tysięcy ton masła, nie wspominając już o produktach płynnych. Bezpośrednio z Polski (bez pośrednictwa UE) eksportujemy ok. 6% naszej produkcji. Czy to razem dużo? Ogromnie! Choćby dlatego, że nasza gospodarka jest bardzo mocno powiązana z gospodarką niemiecką, a tam trafia ponad 23% naszego mleka. Dlatego Wszelkie retorsje pomiędzy UE, Polską, a Chinami mogą niestety nie tylko prowadzić do recesji, ale i globalnego kryzysu na rynku mleka, zbliżonego do tego, który obserwowaliśmy w latach 2008 – 2009, kiedy średnia cena mleka w skupie w Unii Europejskiej spadła do 0,23 euro za litr, a w Polsce płacono wtedy poniżej 1zł/litr. Obecna cena mleka w UE to 0,55 euro za litr, którą zawdzięczamy przede wszystkim rentownemu eksportowi, gdzie impulsu popytowego należy szukać przede wszystkim w Chinach – zauważa Malczewski.
– Niestety wydaje się, że jako Polska znów wychodzimy przed szereg – dodaje Marian Sikora – Jestem ciekaw jak cała Unia zapatruje się na sprawę tej ustawy i wykluczania chińczyków z rynku, bo jeżeli ograniczenie działalności chińskich firm miałby dotyczyć całej wspólnoty, to jest to trochę inna sprawa, natomiast jeżeli takie zasady miałyby obowiązywać tylko w Polsce to, to nie jest dobre. Tym bardziej, że Komisja Europejska nigdy nam nie pomagała, raczej jest znana z tego, że przeszkadza – uważa.
Podobną ocenę całej sytuacji wystawia Szczepan Wójcik Prezes Instytutu Gospodarki Rolnej, który od 15 lat współpracuje z chińskimi kupcami w sektorze futrzarskim.
– Dwa lata temu w imieniu własnym i kilku polskich inwestorów prowadziłem rozmowy na temat inwestycji wartej kilkadziesiąt milionów Euro. Mieliśmy plan stworzenia w Polsce międzynarodowej aukcji skór licowych i futerkowych o charakterze globalnym. Miał to być zalążek wspólnych działań z chińskimi partnerami biznesowymi – polegający na stworzeniu w przyszłości w naszym kraju hurtowego rynku produktów rolnych. Odbyłem nawet w tej sprawie spotkanie z Ambasadorem Chin Panem Liu Guangyuan. Sprawy nabierały tempa. Ucieszyłem się gdy w lutym tego roku – o możliwości wykorzystania potencjału geograficznego położenia naszego kraju rozmawiali prezydenci Polski i Chin – właśnie w zakresie stworzenia z Polski hubu dla eksportu produktów rolno spożywczy z Europy na Daleki Wschód… W pewnym momencie nasi chińscy partnerzy zaczęli odkładać kolejne spotkania i działania. Okazało się, że inwestycja ze względów politycznych stawała się dla nich zbyt ryzykowna. Czy dwa lata działań naszych starań poszły na marne? Nie wiem, mam nadzieję, że nie, chociaż da się odczuć pewną zmianę w ocenie ryzyka przez stronę chińską. Niestety na minus – ocenia.
Czy eksporterzy i rolnicy mają się czego obawiać? Czy powinniśmy uważniej odczytywać sygnały wysyłane z Polski i Unii do Chińczyków? Jest o tym przekonany Janusz Piechociński. „Wystarczy przypomnieć, że Huawei nie tylko wyprowadził kilkaset etatów wyższych menadżerów z Polski do Budapesztu, ale zmienił też swoją całą politykę działania na europejskim rynku. Proszę zwrócić przy tym uwagę, jak u nas wyglądała ta dyskusja pełna stygmatyzacji? Musimy wiedzieć na czym polega nasz interes, musimy wiedzieć jaki interes chcą u nas robić partnerzy ze wschodu, zachodu, północy i południa… Przeanalizować i działać w sposób przemyślany oraz konsekwentny.
Czytaj też:
Malczewski: Bez eksportu polski sektor mleczarski upadnieCzytaj też:
Ardanowski: Ratujmy swoje