Wszystko zaczęło się w restauracji hotelu Waszyngton równo 40 lat temu. W lipcu 1974 r. doradcy prezydenta Forda, Dick Cheney i Donald Rumsfeld, zaprosili na obiad młodego ekonomistę z Yale, eksperta od systemów podatkowych. Miał im doradzić, jak najskuteczniej podnieść podatki. Arthur Laffer zamiast tego rozłożył serwetkę i narysował na niej krzywą oraz punkt, w którym wpływy do budżetu zamiast rosnąć, zaczną spadać. Wyższe podatki zniechęcają ludzi do pracy, a firmy do inwestowania. Dzisiaj Laffer – bogatszy o doświadczenia ostatnich lat – dodaje do tego szarą strefę, przemyt, podróbki papierosów czy pracę opłacaną pod stołem.
Margaret Thatcher za namową Laffera zredukowała podatki z 83 proc. w 1979 r. do 40 proc. W 1986 r. Reagan obciął je z 70 proc. do 28 proc. (…)
TOMASZ WRÓBLEWSKI: Pańskie teorie znają wszyscy. Politycy też. Dlaczego więc powtarzają ten sam błąd i gdy mają okazję, to podnoszą podatki?
ARTHUR LAFFER: Ponieważ wydają pańskie pieniądze, a nie swoje. Sklepy nie podnoszą cen nie dlatego, że nie chcą więcej zarabiać, ale dlatego, że stracą klientów. Politycy obywateli nie stracą. W przeciwieństwie do właścicieli sklepów nie stracą też pracy, gdy firmy zbankrutują. (…)