Zdążyłem zatem już przeczytać, że trapią go wszelkie możliwe choroby – od różnych stadiów raka, przez pomroczność jasną, do depresji. Każda z tych informacji oparta była na całkowicie pewnych doniesieniach zachodnich mediów, a dla nich z kolei autorytetem były ustalenia ukraińskiego wywiadu.
Czasem, przyznaję, zdarzały się też inaczej brzmiące doniesienia, według których ze zdrowiem tyrana nie jest aż tak źle, ale, co miało natychmiast pokrzepić serca, tak czy inaczej satrapa zostanie zniszczony w inny sposób. Nie kijem go, to pałką – mówi mądrość ludowa. Władimirowi Putinowi nie tylko towarzyszyły wszelkiej maści przypadłości ciała i duszy, pozwalając ufnie oczekiwać jego zgubnego kresu, lecz także czaiły się na niego w zakamarkach kremlowskich korytarzy inne mroczne (a właściwie jasne) moce. I tak dowiedziałem się o spiskach, podziałach wśród generałów, sprzeczkach klik i przygotowywaniu zamachu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.