Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na łamach „Gazety Wyborczej” i na forach internetowych były gwiazdor TVN został zdemaskowany. Nagle dowiedzieliśmy się, że Hołownia to awanturnik, „ministrant”, postać „niebudząca zaufania” lub cichy sojusznik Jarosława Kaczyńskiego. Aleksandra Sobczak, wicenaczelna „Gazety Wyborczej”, ironicznie pisała o „świętym Szymonie”. Tomasz Lis przekręcił nazwisko lidera Polski 2050 na „Kałownia”, a inne czołowe pióro „GW”, Eliza Michalik, snuło rozważania, jaką faktycznie misję do spełnienia ma Szymon Hołownia.
To medialne bicie było tak ostre, że numer dwa w partii Hołowni – Michał Kobosko – z oburzeniem poskarżył się, że „GW” uprawia hejt i jest prawie tak samo straszna jak TVP. Gazeta z ul. Czerskiej nieco się zmitygowała i przeprosiła Hołownię za najostrzejsze ataki, ale niegdysiejszy pieszczoch salonu dostał ważną lekcję. Jeśli nie będzie znał swojego miejsca w opozycyjnym szeregu, to „Wyborcza” znowu może mu sprawić medialne lanie.