Sens żartu jest oczywisty, ale ponieważ te tutaj felietony czytają także służbowo pracownicy różnych tefałenów i szpringerów, wyjaśnię jak przysłowiowy rolnik krowie na rowie: wolni od antysemityzmu nie są ci, którzy oferują Żydom specjalne przywileje, „kwoty” i honory, ale ci, którzy ich nie liczą.
Dziś, niestety, ten kawał nie miałby sensu, i to nie dlatego, że Związku Sowieckiego już nie ma – przynajmniej nie z dawną nazwą, symboliką i organizacją – tylko dlatego, że Zachód zatracił zdrowy rozsądek i uległ szaleństwu rozmaitych „krytycznych teorii” rasy, płci i wszelkich innych „identyfikacji”. Od pewnego czasu liczy się tam, uprzywilejowuje (a przywilej jednego zawsze jest siłą rzeczy dyskryminacją drugiego), limituje parytetami i tak dalej nie tylko Żydów, ale i kobiety, i wszelkiego rodzaju seksualnych perwersów, i, w ogóle, członków coraz to nowych, mnożących się jak króliki „chronionych mniejszości”.
I jakie to daje efekty? Takie, jakich każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek spodziewał się od samego początku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.