Wśród książek, które mam na półkach, jest jedna wzbudzająca strach. Jak na ironię, taki jest też jej tytuł: „Strach”. Nie jest to jednak horror poczytnego amerykańskiego pisarza. To zbiór opowiadań kresowych Stanisława Srokowskiego, pisarza urodzonego w 1936 r. w Hnilczu na Wołyniu. W 1943 r. na Hnilcze napadli Ukraińcy inspirowani przez UPA. Mały Staś Srokowski był później świadkiem mrożących krew w żyłach opowieści o tym, jaka śmierć spotykała w okolicy jego krewnych, znajomych jego rodziców czy po prostu – Polaków.
„Strach” (nie jest to jedyna książka Srokowskiego tą tematyką się zajmująca) czyta się z rosnącym przerażeniem, znacznie większym niż najgorszy krwawy horror, bo ze świadomością, że fantazji jest w tym niewiele albo i nie ma wcale.
„Krępy wyciągnął przed siebie ramię z długim, błyszczącym nożem, a pozostali chwycili kobietę za ręce i nogi, jakby od dawna wiedzieli, co mają robić. Jakby ćwiczyli tę sytuację już wielokrotnie i znali ją na pamięć. Tylko sprawdzali teraz, czy nauczyli się tego dobrze, bez błędów i niepotrzebnych zgrzytów. Kobieta jęknęła. A chłopak wbił w jej brzuch ostrze noża […].
– I ten chłopak, prawie dziecko, począł rozcinać kobiecie brzuch. Nie muszę wam opowiadać, co się z nią działo. Jakie cierpienia musiała znosić, jakie straszliwe męki. Wyła, jęczała i płakała. Ale nikt się tym nie przejmował. Chłopak rozciął jej brzuch, krew trysnęła, a wysoki warknął: – Wyciągaj […].
– Cięli ją jak zwierzę – głucho mówiła ciotka. – Jakby zwierzęciem była, nie przymierzając owcą albo świnią, i to żywą… – urwała, szukając wzrokiem matki, ale matka siedziała z oczami wbitymi w swoje stopy.
– Wyrwij! – warknął mężczyzna. Ciotka ciągnęła opowieść: – Chłopak zanurzył w brzuchu kobiety ramię i wyciągnął dziecko, które krzyknęło, a on walnął nim o ziemię.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.