Na przełomie XIX i XX w. to Niemcy stanowiły prawdziwą ojczyznę proletariatu. Tamtejsza klasa robotnicza była najliczniejsza i najlepiej zorganizowana, a co najważniejsze – skora do poparcia rewolucji komunistycznej. Gdyby nie plan niemieckich elit wojskowych oraz hojne wsparcie bankierów zza oceanu, w 1917 r. Włodzimierz Lenin wraz ze swoją grupką towarzyszy niewiele by zdziałali. W zasadzie wydarzenia w Rosji nie były żadną „Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową”, jak chcieliby to przedstawić kreatorzy mitów politycznych, ale odgórnym procesem zdobycia władzy przez zdeterminowaną kadrę zawodowców.
Historia niemieckiego ruchu komunistycznego jest odmienna, ponieważ ten cieszył się autentycznym poparciem części robotników. Późniejsza importowana „pomoc” z Moskwy jedynie podbijała wyniki wyborów. Jest to rzecz jasna temat na osobne opracowanie, niemniej jednak zaznaczam ten fakt całkowicie świadomie – chciałbym bowiem uzmysłowić czytelnikom jedną bardzo ważną rzecz. Otóż rewolucja marksistowska, a teraz już neomarksistowska, wyszła z Niemiec i to właśnie tu ma swoje epicentrum.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.