Palestyńsko-izraelski Armagedon
  • Witold RepetowiczAutor:Witold Repetowicz

Palestyńsko-izraelski Armagedon

Dodano: 
Strefa Gazy bombardowana przez siły zbrojne Izraela
Strefa Gazy bombardowana przez siły zbrojne Izraela Źródło: PAP/EPA / MOHAMMED SABER
Ponad 2 tys. ofiar ataku Hamasu na Izrael to dopiero początek. Można się spodziewać publicznych egzekucji zakładników oraz gigantycznej katastrofy humanitarnej, a ostateczny bilans konfliktu po kilku miesiącach może sięgnąć kilkudziesięciu tysięcy zabitych. O ile świat zachodni zszokowały zdjęcia zamordowanych Izraelczyków, o tyle nastroje w świecie muzułmańskim podgrzewać będą obrazy ginących Palestyńczyków. Ekstremistom po obu stronach na tym zależy, choć z różnych powodów.

To, że Izrael dał się zaskoczyć Hamasowi, jest z pewnością największą klęską tego państwa co najmniej od 1973 r., tj. od wojny Jom Kippur. Wówczas armie Egiptu i Syrii zaskoczyły Izrael, spychając go do defensywy przez pierwsze trzy dni wojny. Ostatecznie Izrael odzyskał wszystkie terytoria, ale w ciągu trzech tygodni zginęło ponad 2,5 tys. Izraelczyków, a prawie 300 dostało się do niewoli. Różnica między tamtą sytuacją a obecną jest jednak taka, że wówczas walki toczyły się na Synaju i Wzgórzach Golan, czyli terenach okupowanych, a nie we właściwym Izraelu. Jeńcy natomiast znaleźli się w rękach wrogich państw rządzonych przez autorytarne, ale świeckie reżimy, a nie dżihadystycznych organizacji terrorystycznych, takich jak Hamas i Islamski Dżihad. Ponadto tamto społeczeństwo izraelskie było inne, pamiętające Holokaust, doświadczone wojnami z lat 1948 i 1967 oraz znacznie bardziej zjednoczone. Na czele państwa stały osoby z ogromnym autorytetem, takie jak premier Golda Meir czy minister obrony Mosze Dajan.

Cały artykuł dostępny jest w 42/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także