"Od lat powtarzam, że wielką korzyścią dla polskiej demokracji byłaby reforma wieku wyborczego: mężczyźni głosowaliby kilka lat później, a kobiety kilka lat wcześniej” – powiedział w wywiadzie na łamach „Wysokich Obcasów” prof. Przemysław Sadura, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Rozmowa ukazała się nieco ponad tydzień przed wyborami parlamentarnymi i była jedną z wielu emanacji przedwyborczego stanu środowiska liberalno-lewicowego. Strach przed możliwym rządem PiS i Konfederacji mieszał się z ideologicznym wzmożeniem.
Dziś już wiemy, że kobiety do urn poszły tłumnie. Być może nie zagłosowały dokładnie tak, jak życzyłby tego sobie prof. Sadura i jemu podobni (jak podał Ipsos, 36,5 proc. kobiet postawiło na PiS; na KO zagłosowało 33 proc. kobiet, na Trzecią Drogę 13 proc. wyborczyń, a na Konfederację 3,4 proc.), jednak widać wyraźne różnice między tym, jak głosują panie, a jak panowie. Wśród mężczyzn także wygrał PiS – 37,1 proc.; 30,2 proc. postawiło na KO, 12,9 proc. na Trzecią Drogę, i aż 9,3 proc. na Konfederację. O ile różnice dotyczące poparcia dla partii Jarosława Kaczyńskiego nie są tak duże, o tyle w przypadku Konfederacji już tak. Warto też zwrócić uwagę, że wyraźnie więcej kobiet niż mężczyzn oddało głos na Lewicę (10,1 proc. do 6,9 proc.). Tutaj właśnie należy się doszukiwać źródeł skrajnie antydemokratycznej postawy cytowanego socjologa – zbyt wielu mężczyzn wciąż wybiera partie prawicowe i dlatego trzeba im tę możliwość ograniczyć. Co prawda, wyniki wyborów parlamentarnych, które wskazują raczej na utworzenie rządu przez obecną opozycję, być może ostudzą nieco zapał antydemokratów wystrojonych w piórka, ale jednak nawet jeśli tak, to chwilowo.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.