Panie pośle, dlaczego w ogóle Prawo i Sprawiedliwość dokonuje zmian w Kodeksie wyborczym?
Na pewno wpływ na to miał skandal z 2014 roku oraz podważenie zaufania obywateli do procesu wyborczego, a także szereg niejasności z tym związanych.
Oprócz tego są to zmiany w trzech ustawach: o samorządzie gminnym, powiatowym i wojewódzkim. Dodatkowo nastąpi wzmocnienie pozycji radnych, bo mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której do 2002 roku prezydent, czy wójt byli zakładnikami radnych, a od 2002 roku stali się ich panami. Ustawy są napisane przez samorządowców z wieloletnim doświadczeniem. Drugi powód to kwestia jawności i transparentności procesu wyborczego.
Przeciwnicy zmian przekonują jednak, że po pierwsze PKW podała się do dymisji, a po drugie zwiększono już transparentność poprzez przezroczyste urny.
Co ciekawe, zostały zakupione złe urny, bo są przezroczyste, a powinny być półmatowe, ale dajmy sobie spokój z detalami. Oprócz tego jest także zwiększenie roli mężów zaufania, czy kamery w komisjach. To również kwestia tego, aby Obwodowe Komisje Wyborcze wyglądały nieco inaczej.
Trzecia sprawa to zmiany strukturalne, wśród których jest m.in. reforma Państwowej Komisji Wyborczej. Proszę zwrócić uwagę, że zostawiamy członków PKW, ponieważ ta reforma wejdzie w życie dopiero po wyborach parlamentarnych w 2019 roku. Według założeń, siedmiu na dziewięciu członków PKW będzie wybieranych przez parlament.
Obecnie w skład PKW wchodzą sędziowie delegowani przez Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny i Naczelny Sąd Administracyjny. Opozycja wskazuje, że jest to próba zawłaszczenia PKW, aby mieć kontrolę nad liczeniem głosów.
To jest bzdura. Miejsca będą rozdzielane proporcjonalnie według wielkości klubów, przy czym żaden, niezależnie od jego wielkości nie będzie mógł mieć więcej, niż trzech. To oznacza, że jeden klub będzie mógł desygnować 1/3 składu PKW. Szefem PKW będzie mógł być tylko jeden z kandydatów wybranych przez środowiska sędziowskie.
W Europie są obecnie cztery modele: rządowy, sędziowski, parlamentarny i mieszany parlamentarno-sędziowski. Najpopularniejszym jest model rządowy, gdzie organizacja wyborów podlega MSWiA, bądź Ministerstwu Sprawiedliwości. To funkcjonuje m.in. we Francji, Niemczech, Belgii, czy Finlandii. Jednak dopiero to doprowadziłoby do prawdziwego wzburzenia. Uznaliśmy, że ten model w polskich warunkach, z politycznego punktu widzenia byłby niekorzystny i to zarówno z perspektywy koalicji, jak i opozycji.
Drugi model, sędziowski, obowiązuje tylko w Polsce i we Włoszech. Jest też model mieszany, który występuje najczęściej. Wydaje się, że zapewnia on pełną przejrzystość i kontrolę, bo jak już mówiłem, każdy klub będzie miał prawo wyłącznie do desygnowania maksymalnie trzech kandydatów. Taki model obowiązuje m.in. w Wielkiej Brytanii, Portugalii, czy Hiszpanii.
No właśnie. Każdy klub będzie mógł rekomendować nie więcej niż trzech członków Komisji. Czy nie spowoduje to politycznego klinczu w sytuacji, w której opozycja nie byłaby zainteresowana takim wyborem?
To bardzo duże teoretyzowanie. Ta kwestia zostanie jeszcze uregulowana przez regulamin Sejmu.
Według proponowanych zmian, JOW-y w wyborach do rad gmin mają przestać istnieć. Wzbudza to jednak wiele kontrowersji. Dlaczego zdecydowano się na powrót do ordynacji proporcjonalnej?
Zasadniczo chodzi o cztery sytuacje. Uważamy, że sytuacja, w której komitet wójta, burmistrza, czy jakikolwiek inny dostaje 20-30 proc. głosów i ma praktycznie całość Rady, łącznie z wójtem, czy burmistrzem, a opozycji prawie nie ma, nie jest sytuacją zdrową. Równie niedobra jest sytuacja, w której dochodzi do tego samego, ale opozycyjny kandydat w II turze wygrywa wybory, ale ma całą Radę przeciwko sobie, bo jest to dysfunkcjonalne.
Trzecia sprawa, to kwestia tego, że radni nie powinni się zajmować tylko połową sołectwa, czy ulicy. Powinien to być obraz szerszy. Prowadzi to też do sytuacji, w której radny, który jest niewygodny dla wójta, czy burmistrza, może sprawić, iż ten podejmie decyzję, aby nie przeznaczać pieniędzy np. na jakieś sołectwo, bo dla niego to np. 1/15 gminy. W przypadku ordynacji proporcjonalnej byłoby to niemożliwe, aby taki wójt zrezygnował z nakładów na 1/3, 1/4, czy 1/5 gminy. W dodatku JOW-y betonują system i zdarza się, zwłaszcza w małych miejscowościach, że ludzie boją się startować przeciwko wpływowemu radnemu.
Proszę zwrócić uwagę, że to 15 radnych w gminie, w której może być np. do trzech, czterech, czy pięciu tysięcy osób. To są bardzo małe okręgi. Czasem zdarza się też, że radny w ogóle nie miał kontrkandydata.
RMF FN nieoficjalnie poinformowało, że w PiS rozważa się rezygnację z bezpośrednich wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów. Potwierdza to pan?
To bzdura.
Jaki jest powód rezygnacji z głosowania korespondencyjnego? Opozycja przekonuje, że to odwrócenie się plecami do wyborców.
Taki argument to głupota. Niestety nie ma możliwości zapewnienia pewnego poziomu bezpieczeństwa i uniknięcia fałszerstw. Jest to niestety najłatwiejszy sposób kupowania głosów, który może się odbywać, a już zwłaszcza w wyborach samorządowych. Rok temu z tego powodu powtórzono wybory w Austrii. W 1975 roku we Francji, a potem w Belgii zrezygnowano z tego. W Wielkiej Brytanii była afera z kupowaniem kart.
Co zatem z głosowaniem przez pełnomocnika, który teoretycznie może zagłosować wbrew woli osoby, od której ma pełnomocnictwo?
Musi być zapewnione pole dla osób niepełnosprawnych. Jest to nieco bardziej skomplikowana sprawa. Z tych dwóch rzeczy, które można wybrać, głosowanie przez pełnomocnika jest w naszym przekonaniu czymś lepszym, niż głosowanie korespondencyjne. Także z powodu niepełnosprawnych, zdecydowaliśmy się na „książeczkę” zamiast „płachty”, aby można było stosować nakładki brajlowskie.
Komisja sejmowa przyjęła również propozycję dotyczącą komisarzy wojewódzkich, którzy mają przejąć kompetencje w zakresie ustalania okręgów wyborczych od władz samorządowych. Nasuwa się jednak pytanie o tzw. gerrymandering, czyli manipulowanie kształtem okręgów wyborczych dla doraźnych korzyści politycznych.
Nie do końca, bo tam jest zaszyty cały szereg rzeczy, które można zrobić. Komisarze będą mogli zmieniać granice jedynie w określonych przypadkach, na określonych warunkach.
Nie da się skroić okręgów w wyborach samorządowych pod konkretną partię polityczną. To mit. Jest za dużo niewiadomych, które się pojawiają, więc to w zasadzie niemożliwe do zrobienia. Wystarczy, że wystartuje ktoś popularny i rozbija całą układankę. Kto dzisiaj ustala okręgi? Najbardziej zainteresowani, czyli radni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.