Ukraińskie władze nakazały zawieszenie od 23 kwietnia świadczenia usług konsularnych dla mężczyzn w wieku poborowym "w celu uniemożliwienia obywatelom Ukrainy uchylania się od obowiązków uregulowania kwestii rejestracji wojskowej przez terytorialne ośrodki poboru oraz dostępności wojskowych dokumentów rejestracyjnych". Od tamtej pory w warszawskim punkcie paszportowym przy Al. Jerozolimskich rozgrywają się dantejskie sceny. Paszporty wydawane są jedynie osobom, które nie podlegają mobilizacji. Pozostali są informowani, że wydawanie im dokumentów zostało zawieszone z powodu "awarii technicznej".
Dziennikarzom Onetu udało się porozmawiać z oczekującymi w punkcie paszportowym Ukraińcami. Niektórzy z nich powiedzieli wprost, że nie wybierają się na front i będą szukać różnych sposobów na uniknięcie wojny. Zdradzili przy tym powodu takiej decyzji.
Dlaczego Ukraińcy nie chcą walczyć?
Jednym z rozmówców portalu był Wadym z obwodu lwowskiego. Mężczyzna argumentuje swoje postępowanie działaniami albo raczej ich brakiem władz Ukrainy.
– Przyjechałem do Warszawy sześć lat temu. Wtedy moje państwo nie przejmowało się zbytnio moją przyszłością. A teraz interesują się moim losem. Ale tak naprawdę nie rozumiem, dlaczego mam iść i umrzeć za państwo, które nic mi nie obiecuje – powiedział mężczyzna. Przyznał, że kiedy Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę, rozważał przyłączenie się do armii. – Ale kiedy ma się rodzinę i dzieci, ustalanie priorytetów wygląda inaczej – dodał.
Wadym podkreślił, że początkowo nie obawiał się ani śmierci ani kalectwa. Teraz jednak to się zmieniło. Strach dotyczy przede wszystkim kalectwa.
– Śmierć w słusznej sprawie nie jest taka straszna. Ale powrót osoby, która jest niezdolna do pracy, jest bardzo przerażający. W końcu Ukraina nie opracowała systemu opieki nad weteranami. Państwo nie zapewnia ci opieki i nie obiecuje, że kiedykolwiek ją zapewni. Na przykład wrócę bez rąk. Jak będę pracował i utrzymywał siebie i swoją rodzinę? Kto będzie mnie potrzebował? Co więcej, pracuję jako kierowca ciężarówki. Naszym obowiązkiem jest obrona ojczyzny. Ale państwo też musi mieć swoje obowiązki. Ich obowiązkiem jest ochrona mnie i przyszłości mojej rodziny – tłumaczył. Mężczyzna nie myśli dziś o powrocie do kraju i zapowiada, że jeśli nie będzie miał możliwości pozostania w Polsce, przeniesie się do innego kraju.
"Kto utrzyma moje dzieci, jeśli zostanę zabity?", "nie mogę zabijać innych ludzi"
Powrotu do kraju nie przewiduje również inny rozmówca Onetu, pochodzący z Odessy Wasyl. – Mam dwoje małych dzieci. Kto je utrzyma? Zostanę zabity. Moja żona nie pracuje. I mam pytanie: co ona będzie robić i co będą jeść moje dzieci? – zapytał mężczyzna.
Według niego, zawieszenie świadczenia usług konsularnych to narzędzie, które prędzej zdemotywuje Ukraińców do obrony kraju niż ich do tego zmotywuje. – Zdecydowałem już na pewno, że nie pójdę na front. Będę więc za granicą. Ale gdyby moje państwo powiedziało, że mogę wrócić i na przykład płacić armii 1000 euro miesięcznie, ale nie walczyć w okopach, chętnie bym się na to zgodził – przyznał, dodając że byłoby to rozwiązanie korzystne dla wszystkich. – Moi bracia są na wojnie, a ja ciągle im coś kupuję. Jestem gotów zrobić to oficjalnie. Kto skorzysta, gdy będę za granicą? Nikt – dodaje.
Kolejny z Ukraińców, który do Warszawy przybył wraz z rodziną jeszcze przed rozpoczęciem pełnoskalowej wojny zapewnił, że jest bardzo zaangażowany w pomoc dla swojego kraju. Powrót do ojczyzny w czasie wojny jednak wyklucza.
– Mam inny plan na swoje życie. Chcę mieć dzieci i uczestniczyć w ich życiu – wyjaśnił, po czym dodał: "A drugi powód jest taki, że nie mogę zabijać innych ludzi, nawet jeśli chodzi o obronę. Nie każdy z nas jest na to moralnie gotowy".
Czytaj też:
"Krzyki było słychać przez cały dzień". Ukraina odsyła na front jeńców z traumamiCzytaj też:
Rosja ma asa w rękawie. Tą bronią może zgotować Ukraińcom piekło