Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę – duchowa podróż katoliczki i ateisty
Artykuł sponsorowany

Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę – duchowa podróż katoliczki i ateisty

Dodano: 
Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę
Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę 
Wydawnictwo M prezentuje biografię Elżbiety i Feliksa Leseur, małżeństwa, które trwało w jedności pomimo różnych światopoglądów.

Elżbieta i Feliks Leseur to na pozór małżeństwo, jakich wiele. Żyli we Francji na przełomie XIX i XX wieku, łączyło ich zamiłowanie do czytania książek, wspólnych podróży i towarzyskich wydarzeń. Kochali się bardzo pomimo tego, co ich dzieliło: Elżbieta była osobą głęboko wierzącą, zaś Feliks był zagorzałym ateistą.

Książka stanowi świadectwo zadziwiającej i mądrej drogi, którą oboje przeszli; miłości, która wzrastała pomimo różnic i cierpień każdego z nich. Wypracowany szacunek dla przekonań drugiej osoby, ich tolerancja i wzajemny podziw w końcu przyniosły owoce: po śmierci Elżbiety zrozpaczony Feliks czyta jej dziennik duchowy, pod którego wpływem nawraca się, a nawet wstępuje do dominikanów i przyjmuje święcenia kapłańskie. Odtąd jego życiową misją staje się przybliżanie światu postaci jego zmarłej żony.

Bernadette Chovelon – francuska doktor literatury i filozofka specjalizująca się w psychologii i duchowości małżeńskiej, autorka licznych biografii znanych postaci.

Książka Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę. Historia Elżbiety i Feliksa Leseur dostępna jest na stronie Wydawnictwa M.

Fragment książki Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę:

Drożdże w cieście

Z biegiem lat Elżbieta coraz bardziej kochała męża. Oczywiście cierpiała, wiedząc, że jako ateista nie może jej zrozumieć, wiara jednak stała się tematem, którego już w ogóle nie poruszali.

Elżbieta uważała, że miłość będzie silniejsza niż wszystko i pewnego dnia sprawi, że on zrozumie źródło jej uczucia. Ludzka miłość może mieć swe źródło jedynie w Bogu, który jest miłością. Jedynym językiem, jakim chciała z nim rozmawiać, językiem wspaniałym, był język miłości, który on rozumiał, cenił i który go wzruszał. (…)

Elżbieta była oczywiście niezwykle i z wielką delikatnością serca skupiona na Feliksie, prowadzili rzecz jasna długie, ubogacające rozmowy na temat swych lektur czy polityki, wiedziała jednak, że pewnych kwestii nigdy nie poruszą, a na tych właśnie zależało jej najbardziej. Ogromna część jej życia musiała pozostać okryta tajemnicą, w ukryciu, co zamykało ją w duchowym odosobnieniu powodującym okrutne cierpienie.

Wśród przyjaciół, których tak często zapraszali na obiad, większość stanowili znajomi Feliksa podzielający jego poglądy polityczne. Nie było mowy o poruszaniu tematów, które wywołałyby dyskusje raniące zarówno jednych, jak i drugich. Czasami przecież pojawiały się nienapastliwe refleksje, a wtedy niektórzy, szczególnie przyjaciele Feliksa z dzieciństwa, niejednokrotnie dziwili się, widząc go tak pełnego agresji względem religii; wiele lat później jeden z nich napisał do niego: „Oczywiście dla przyjaciela, który jak ja znał Twą wrodzoną i ugruntowaną dobroć oraz cnoty umysłu, antyreligijna mentalność, jaką w sobie wyrobiłeś, stanowiła niepokojący problem”.

Elżbieta i Feliks byli parą otwartą na wszystkie opcje polityczne… szczególnie jeśli pokrywały się z opiniami Feliksa. Elżbieta wiedziała, że gdyby napomknęła o swej wierze w sposób nawet bardzo powierzchowny, upokorzyłaby męża, a jego przyjaciele czuliby się niezręcznie; kilka razy jednak mimochodem pozwoliła sobie na jakieś refleksje, prędko żałując.

31 stycznia 1906 roku napisała w „Dzienniku”: „Za dużo o Tobie mówiłam, Boże, bowiem jest prawdą, że w tym świecie, który Cię nie zna, trzeba uważać na słowa, gdy chodzi o Ciebie. Kilka refleksji na mój temat oraz reakcja drogich mi osób prędko udzieliły mi zbawiennej lekcji pokory i przypomniały o obowiązku milczenia. I takie właśnie postanowienie płynie z tego rozważania: milczenie na temat mych doświadczeń, milczenie na temat mojego życia duchowego i tego, co Bóg nieustannie dla mnie czynił, milczenie na temat mej duszy, na temat rzeczywistości nadprzyrodzonej, moich nadziei i mojej wiary. Myślę, że taki jest mój obowiązek, a w oczekiwaniu na nadejście Boskiej Godziny powinnam głosić Jezusa Chrystusa jedynie mymi modlitwami, cierpieniami i przykładem.

Do czego można porównać jej powściągliwość, jeśli nie do drożdży, które bezgłośnie sprawiają, że ciasto rośnie…, lub do posianego w ziemię ziarnka gorczycy: zdaje się zakopane na zawsze, później jednak wyrasta na ogromne drzewo, w którego cieniu dobrze jest odpocząć.

Źródło: Wydawnictwo M
Czytaj także