Do pewnego momentu propagandowa ofensywa rządu pod hasłem "odzyskamy dla budżetu 100 mld ukradzione przez PiS" była tylko brnięciem w absurd. Propagandą, najdelikatniej mówiąc, nie budującą szacunku dla rządzących, ale na swój sposób logiczną. Przecież już nawet "Gazeta Wyborcza" przyznała w weekendowym wydaniu piórem swej czołowej publicystki, że "wydłuża się lista niezrealizowanych obietnic Koalicji Obywatelskiej", wymieniając zresztą tylko nieliczne z nich (60 tys. wolne od podatku, 0 proc. VAT na transport publiczny, chorobowe płatne przez ZUS od pierwszego dnia zwolnienia, zniesienie podatku Belki i dopłaty 600 zł do czynszu dla młodych – a gdzie np. przywrócenie dawnej składki zdrowotnej i uruchomienie "od pierwszego dnia" całości KPO, już nie wspominając o benzynie po 5 zł 19 gr i o połowę mniejszych rachunkach za prąd i gaz?), i domaga się ze strony premiera "nowego pomysłu". Na razie ten nowy pomysł to właśnie powtarzana przez wszystkich polityków i propagandystów rządu fraza "afera PiS goni aferę".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.